środa, 10 grudnia 2008

Wyższy zasiłek dopiero od 2010 r.

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zmieniło w trakcie konsultacji wiele planowanych rozwiązań dotyczących polityki rynku pracy.

Z ostatniej wersji projektu nowelizacji tzw. ustawy zatrudnieniowej, do którego dotarła GP, a którą ma się teraz zająć rząd, wynika, że w 2009 roku pracodawcy zatrudniający osoby po 50. roku życia zaoszczędzą 0,4 mld zł. Od przyszłego roku nie zostanie też podniesiony zasiłek dla bezrobotnych.

Niespodziewanie, bo takie zmiany nie były proponowane w poprzedniej wersji projektu nowelizacji, resort pracy przystał częściowo na propozycję lokaty pracodawców i zamierza skrócić okres, w którym wypłacają oni wynagrodzenie za czas choroby pracownika. Proponuje więc zmianę w kodeksie pracy polegającą na tym, że pracownikom w wieku powyżej 50 lat firmy będą wypłacać wynagrodzenie chorobowe przez pierwsze 14 dni ich niezdolności do pracy w roku. Pracownikom tym od 15 dnia będzie przysługiwał zasiłek chorobowy z ZUS.

Henryk Michałowicz wskazuje, że powinna być to propozycja o charakterze przejściowym i docelowo całkowity koszt wypłaty wynagrodzenia za czas choroby wszystkich pracowników, niezależnie od wieku, powinno przejąć państwo, jako dysponent składki chorobowej. Wskazuje też, że dokonywanie zmian, które różnicują pracodawców z uwagi na wiek pracownika, może budzić wątpliwości konstytucyjne.

środa, 3 grudnia 2008

Szef przestał płacić pensję

Citi Handlowy jest partnerem nowatorskiego teleturnieju "Kapitalny pomysł", który nadawany jest na antenie TVN. W programie jury ocenia pomysły marzących o własnym biznesie Polaków. Liczy się pomysłowość, właściwie zidentyfikowanie oczekiwań potencjalnych klientów oraz konsekwencja. Tego samego wymagamy od siebie. Dlatego konsekwentnie reagujemy na potrzeby rynku i wprowadzamy Kapitalną Lokatę.

Jestem sprzedawczynią w sklepie spożywczym. Szef od kilku miesięcy mi nie płaci pensji.

Szef łudzi mnie od kilkunastu tygodni, że zapłaci mi zaległą pensję w następnym miesiącu. Mam też dostać premię za to, że „trwam przy szefie w trudnej sytuacji”. Trudności pojawiły się w marcu, wtedy zamiast 700 zł, dostałam niecałe 500 zł na rękę. Szef powiedział, że więcej nie ma, spłaca kredyty i tymczasowo jest „pod kreską”. W następnym miesiącu nie dostałam nic, w kolejnym 200 zł, potem znów 200 zł.

Powiedziałam, że odejdę, bo niby z czego mam żyć. Szef stwierdził, że moje odejście byłoby chamstwem, bo kilka lat temu, gdy byłam bezrobotna i bez wizji na jakikolwiek zarobek, to właśnie on – szef podał mi rękę. To był niezwykle trudny dla mnie czas, bo urodziłam dziecko i początkowo nie mogłam pracować w pełnym wymiarze. Pracodawcy nie potrzebowali, kogoś kto by tylko wpadał popołudniami. To prawda, szef bardzo mi pomógł, uwierzył we mnie, dużo mu zawdzięczam i tym bardziej czuję się niezręcznie.

Pracuję w małym sklepie spożywczym w niewielkiej miejscowości w Borach Tucholskich. Jeśli odejdę, szef będzie musiał zamknąć sklep. Znajomi radzą, żebym nie miała skrupułów, że wręcz powinnam oskarżyć szefa, za to że łamie warunki umowy. Wiem, że mam prawo do odszkodowania. Jestem w rozpaczliwej sytuacji materialnej i jednocześnie nie mam widoków na inną pracę. Szef przekonuje, żeby przeczekać trudny okres – jeśli nie będzie sprzedaży, sklep trzeba będzie zamknąć i nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się go otworzyć. Co robić, odejść? A może rzeczywiście wspólną pracą uda się uratować sklep? Sprawa nie jest prosta, każde rozwiązanie nie jest do końca satysfakcjonujące? Może ktoś był w podobnej sytuacji i doradzi, czy lepiej zerwać z takim pracodawcą, czy jednak wspólnymi siłami walczyć o miejsce pracy?

- Szef nie ma prawa emocjonalnie szantażować. To, że pani pomógł kilka lat temu, nie znaczy, że musi pani być mu wierna. Radzę kierować się przesłankami racjonalnymi, nie płaci – trzeba odejść, nikt nie pracuje za darmo. Ma pani dziecko, więc tym bardziej powinna pani poszukać innej pracy. Żeby się upewnić radzę też porozmawiać z szefem. Sklep to w jakimś sensie wasze wspólne dobro, ma pani więc prawo wiedzieć, czy duże jest zadłużenie i co szef robi, by wyjść z tarapatów. A co jeśli liczy na pani naiwność i dozgonną wdzięczność? Może popaść w większe trudności. Musi pani koniecznie szukać innej pracy, proszę zapisać się w „pośredniaku” i powiedzieć znajomym, że szuka pani zatrudnienia. Poza tym jest jeszcze kwestia niewypłaconej pensji, moim zdaniem, trzeba walczyć, o to co się pani należy, proszę poinformowac inspekcję pracy, może też pani iść do sadu - mówi Joanna Plonka, doradca zawodowy, inspektor pracy.

czwartek, 27 listopada 2008

Szykują się zmiany w PIP

Spektakularne wzrosty na lokatach bankowych. Polacy uwierzyli reklamom bankowym, które przekonywały ich, że najlepiej jest odkładać pieniądze na lokatach 3-miesięcznych. W październiku, który był apogeum wojny odsetkowej, ich saldo zwiększyło się aż o 7,41 mld zł. Równie spektakularny wzrost zanotowano w kategorii depozytów o terminie zapadalności od roku do dwóch lat.

Przymiarki do wprowadzenia telepracy, rezygnacja z kosztownego wynajmowania pomieszczeń na inspektoraty i docelowo wzrost wynagrodzeń pracowników inspekcji - zapowiedział Tadeusz Zając, Główny Inspektor Pracy.

"Świat się zmienił, a my zostaliśmy troszeczkę z tyłu. Bardzo poważnie rozważam formę telepracy w inspekcji. Wynajmujemy gigantyczne pomieszczenia, które przez większość tygodnia stoją puste. Zastanawiam się, co zrobić, żeby w świecie informatyzacji zmienić w ogóle pracę inspekcji" - mówił główny inspektor na konferencji prasowej w opolskim oddziale PIP.

Zając dodał, że bardziej szczegółowa koncepcja zmian będzie przedstawiona pod koniec roku, i na razie nie wiadomo, kiedy może wejść w życie. - To jest kwestia łączy, kosztów itd. - dodał.

Inspektor ocenił, że rezygnacja z wynajmowania pomieszczeń na inspektoraty może oznaczać także wzrost wynagrodzeń pracowników PIP. - Chcę przedstawić na Radzie Ochrony Pracy koncepcję, że jeżeli zejdziemy z wynajmowanych powierzchni i obniżymy koszty, to te kwoty w jakiejś części zostaną przeznaczone na wynagrodzenia pracowników - mówi główny inspektor.

poniedziałek, 24 listopada 2008

Palimy mniej

Nowa, "podwójna" lokata w Banku DnB NORD to połączenie lokaty 3-miesięcznej o stałym oprocentowaniu 10%, z lokatą roczną, której oprocentowanie też jest stałe i wynosi 8%. Działa to w ten sposób, że każdy klient zakładający lokatę roczną ma dodatkowo możliwość (nie obowiązek) założenia lokaty 3-miesięcznej.

Palimy mniej niż przed 34 laty - wynika z badania TNS OBOP. Od papierosa odciągają nas obawy o zdrowie, presja społeczna i moda na zdrowe życie, pisze "Dziennik".

Aktualne dane o paleniu zostały porównane z danymi z 1974 roku. Okazuje się, że aż 65 proc. ankietowanych uznało, że palenie poważnie zagraża zdrowiu i życiu palacza. Przed 34 laty podobne zdanie miało tylko 46 proc.

Wiedza o konsekwencjach palenia wpływa na liczbę palaczy. Dziś do sięgania po papierosy przyznaje się 33 proc. ankietowanych. W 1974 roku - 44 proc.

Jak tłumaczy prof. Świda-Ziemba, Polacy palą mniej, również ze względu na presję społeczną. Dziś papieros funkcjonuje jako trucizna. "Dawnej, palenie było formą elegancji. Dziś, to symbol trucia siebie i innych, zanieczyszczania środowiska - mówi "Dziennikowi" Świda-Ziemba. - "Teraz zanikła moda na wyciąganie papierosa na przyjęciach, podczas rozmów. Zmienił się model towarzyskich spotkań".

Co ważne, przybywa osób, które skutecznie zerwały z nałogiem. W 1974 roku było ich 13 proc., dziś to już 22 proc. ankietowanych.

niedziela, 23 listopada 2008

Poszczuć inspektora

Zanim wybierzesz lokaty banku, która jest najlepsza - porównaj je przez internet, sprawdź, wejdź i poczytaj na temat dostępnych na naszej stronie lokat bankowych. Porównywarka lokat. Wszystko o lokatach bankowych, oprocentowaniu i promocji lokat. Największe zyski z lokaty, to najwyżej oprocentowane lokaty. Ranking lokat. Kalkulator lokat. Porównanie lokat.

Pracodawcy czują się bezkarni: prokuratura wnosi akty oskarżenia przeciw firmom tylko w 10 proc. spraw skierowanych do niej przez inspektorów pracy, informuje "Gazeta Prawna".

"Gazeta Prawna" podaje, że w trakcie kontroli piekarni w Olefinie w woj. małopolskim pracodawca zamknął na terenie swojej posesji inspektora pracy i spuścił ze smyczy rottweilera oraz owczarka niemieckiego. Inspektor powiadomił policję i złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Sąd skazał pracodawcę na karę grzywny w wysokości 600 zł. Gazeta wskazuje, że to nie jest odosobniony przypadek.

W ubiegłym roku inspektorzy pracy złożyli do prokuratury 984 zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez pracodawców. Blisko 1/3 z nich dotyczyła przypadków udaremniania lub utrudniania kontroli. Prokuratorzy często odmawiają jednak wszczęcia postępowań lub je umarzają. PIP skarży się, że prokuratura stoi na stanowisku, iż ignorowanie wezwań inspektorów pracy i unikanie złożenia wyjaśnień lub przedstawienia dokumentacji pracowniczej nie jest udaremnianiem lub utrudnianiem kontroli. W rezultacie do sądów trafia tylko co dziesiąta sprawa zgłoszona przez inspektorów.

W ubiegłym roku na podstawie zawiadomień PIP prokuratura wszczęła 229 postępowań, które nadal się toczą, a kolejnych 248 postępowań umorzyła. W 75 przypadkach prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, informuje "Gazeta Prawna". Zdarza się też, że prokuratura w ogóle nie powiadamia inspektorów pracy o podejmowanych przez nią działaniach. Inspektorzy łącznie złożyli 79 zażaleń na decyzje prokuratorów dotyczące zawiadomień wniesionych w 2007 roku. W rezultacie do sądów trafiły zaledwie 94 akty oskarżenia przeciwko pracodawcom.

Nawet jeśli sprawa dotycząca utrudnienia lub udaremnienia kontroli trafi na wokandę, firmy nie zawsze ponoszą dotkliwą karę. Postępowanie sądowe w tego typu sprawach może trwać nawet kilka lat. W 2007 roku wyroki zapadły tylko w 19 sprawach spośród wspomnianych 94 skierowanych przez prokuraturę.

Pracodawca nie może udaremniać kontroli PIP przez dłuższy czas. Czasem jednak może wykorzystać samo opóźnienie w jej przeprowadzeniu, zwlekanie z wydaniem dokumentacji pracowniczej lub złożeniem wyjaśnień - wskazuje gazeta.

"Dodatkowy czas umożliwia np. opuszczenie zakładu pracy przez osoby zatrudnione nielegalnie lub zatarcie innych śladów bezprawnej działalności pracodawcy" - mówi gazecie Katarzyna Grzybowska-Dworzecka z Kancelarii Michałowski, Stefański Adwokaci.

Łamanie praw pracowniczych jest zagrożone grzywną w maksymalnej wysokości 30 tys. zł. Dla wielu pracodawców korzystniejsze może więc być choćby chwilowe udaremnienie kontroli, które umożliwi im zatarcie śladów nielegalnej działalności. (więcej w "GP")

sobota, 22 listopada 2008

Rzeźnik z Nepalu na wagę złota

Lokata nocna to usługa pozwalająca Twoim pieniądzom pracować, kiedy Ty śpisz i ich nie potrzebujesz. Pod koniec każdego dnia roboczego część środków na Twoim koncie jest automatycznie lokowana i powraca na nie rano, od razu z wypracowanym przez noc zyskiem. Tworząc Konto z lokatą nocną, Alior Bank połączył dla Ciebie trzy podstawowe zalety: bezpłatny rachunek, bezpłatne wypłaty z bankomatów, wysokie oprocentowanie.
Premier Donald uważa, że byłoby lepiej, gdyby przypadające 6 stycznia święto Trzech Króli nie było dniem wolnym od pracy.

Z Nepalu, Indii, Chin przylatują już nie tylko budowlańcy, ale też ślusarze, szwaczki, lakiernicy, elektrycy, rzeźnicy, informuje "Rzeczpospolita".

"W ciągu dwóch lat za naszym pośrednictwem przyleciało do Polski na roczne kontrakty ponad 300 wykwalifikowanych pracowników z Azji, w tym spawacze, ślusarze, elektrycy, murarze, szwaczki" – mówi "Rz" Agnieszka Barchan z firmy K&K Selekt.

Jak podaje "Rzeczpospolita" w pierwszej połowie 2008 r. ponad 8 tys. obcokrajowców dostało zgodę na pracę w Polsce, a firmy zadeklarowały chęć zatrudnienia jeszcze blisko 100 tys. pracowników ze Wschodu. Obecnie opłata za wydanie pozwolenia na pracę cudzoziemca w Polsce przez dłużej niż trzy miesiące wynosi 100 zł.

Włodzimierz Przybylski, prezes grupy kapitałowej Prima sp. z o.o. z Warki zajmującej się przetwórstwem owocowo-warzywnym, do tej pory zatrudniał handlowców z Rosji, Ukrainy, Słowenii czy Chorwacji. Teraz przyjmie większą grupę robotników z Chin. Pracownicy z zagranicy zarobią 4,5 dolara na godzinę. Do tego firma gwarantuje im zakwaterowanie we własnym ośrodku wypoczynkowym, transport i wyżywienie. Na czysto miesięcznie otrzymają ok. 1800 zł. Szefowie coraz częściej przyznają, że bezskutecznie szukają polskich pracowników. Okazuje się, że już nawet Ukraińcy wolą wyjeżdżać dalej na wschód. Dla wielu polskich firm to Azjaci są alternatywą. Osoby pośredniczące w zatrudnieniu twierdzą, że w Polsce Nepalczycy miesięcznie zarabiają tyle ile w Nepalu przez cały rok.

Największym utrudnieniem w sprawnym zatrudnianiu Azjatów są skomplikowane i biurokratyczne polskie przepisy powstałe w czasach dużego bezrobocia i nadmiaru polskich pracowników. Załatwienie formalności trwa od kwartału do pół roku.

piątek, 21 listopada 2008

Polacy po 50. uważają się za chorych

W październiku zmniejszyła się zgromadzona przez Polaków wartość depozytów w bankach, mimo że banki prześcigały się w wysokości ich oprocentowania. Klienci zamiast zakładać najlepsze lokaty bankowe, woleli wypłacać pieniądze. Wartość depozytów w październiku spadła o ponad pół miliarda złotych - wynika z danych o podaży pieniądza.

Ponad 60 proc. Polaków po 50. roku życia ocenia swój stan zdrowia jako zły, a tylko ok. 8 proc. jako dobry. Większość (ponad 60 proc.) osób z tej grupy wiekowej deklaruje chęć przejścia na emeryturę - wynika z badań przeprowadzonych w ramach europejskiego programu SHARE.

Ich wyniki zaprezentowano na konferencji "Polska 50+: pierwsze wyniki na podstawie bazy danych SHARE", która odbyła się w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej.

Badania przeprowadzono w latach 2006-2007 wśród 2437 osób po 50. roku życia z 1799 gospodarstw domowych, m.in. z Polski, Czech, Danii, Niemiec, Hiszpanii. Pytano ich m.in. o ocenę stanu zdrowia, aktywność fizyczną i zawodową, zadowolenie z pracy.

Według badań swój stan zdrowia jako mniej niż dobry określiło 22,2 proc. mężczyzn z Danii, 37,4 proc. z Niemiec, 41,2 proc. Hiszpanów, 42,1 proc. Czechów i aż 61,7 proc. Polaków. Wśród kobiet dane te wynosiły odpowiednio - 25,3 proc,. 37,9 proc., 50,6 proc., 42,7 proc. i 62,5 proc.

Natomiast swoje zdrowie jako doskonałe lub dobre określiło tylko 4,1 proc. pytanych Polaków i 7,3 proc. Polek. Dla porównania wśród osób pytanych w Danii było to odpowiednio - 53,3 proc. i 50,9 proc., w Niemczech - 22,3 proc. i 27,6 proc., w Hiszpanii - 15,1 proc, i 11,8 proc., w Czechach - 19,9 proc. i 18,5 proc.

"Generalnie ludzie starsi oceniają swoje zdrowie lepiej niż młodsi. Oceny stanu zdrowia są też wprost powiązane z wydatkami na opiekę zdrowotną w danym kraju - rosną wraz ze wzrostem nakładów" - powiedziała autorka badań na temat stanu zdrowia fizycznego respondentów, Aleksandra Gilis-Januszewska z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

"Ministerstwo Pracy jest zainteresowane naszymi badaniami, ale na razie współpraca jest luźna. Mamy nadzieję, że od 2010 r. będą one finansowane przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego" - mówi.

Z badań przeprowadzonych przez Michała Mycka, koordynatora krajowego programu SHARE, dotyczących aktywności zawodowej osób między 50. a 64. rokiem życia wynika, że w Polsce w tej grupie wiekowej pracuje ok. 40 proc. mężczyzn i ok. 30 proc. kobiet.

Kobiety jako przyczynę braku aktywności zawodowej podają możliwość wcześniejszego przejścia na emeryturę zaś mężczyźni chorobę lub niepełnosprawność. W badanych krajach Europy Zachodniej i Północnej odsetek osób aktywnych zawodowe w wieku od 50 do 64 lat wyniósł ok. 60 proc. - zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Odpowiadając na pytanie dotyczące stabilizacji zawodowej, ponad 60 proc. badanych z Europy Północnej zadeklarowało zatrudnienie w okresie ponad 19 lat w jednej firmie. W Polsce było to ok. 45 proc., w Czechach niecałe 30 proc. Natomiast znacznie większy niż w Europie Północnej jest w Polsce odsetek osób starszych mających umowy na czas nieokreślony.

"Polacy wykazują najniższy odsetek aktywności zawodowej w Europie. Są szczególnie niezadowoleni z pracy i zniechęceni do jej kontynuowania. Bardzo nisko oceniają jej jakość pod względem kształcenia się, wysokości zarobków, możliwości uzyskania wsparcia w trudnych sytuacjach życiowych" - podkreślił Myck.

Z badań przeprowadzonych w ramach programu SHARE wynika, że ponad 60 proc. osób w Polsce w wieku ponad 50 lat chciałoby odejść na emeryturę. Wyprzedzają nas tylko Hiszpanie.

czwartek, 20 listopada 2008

Księgowy musi mieć certyfikat

16 listopada ruszyła kampania reklamowa, wprowadzająca Alior Bank na rynek. Spoty telewizyjne, reklamy prasowe i internetowe oraz materiały POS przedstawiają "bankowców w melonikach", symbolizujących wysoką jakość i najlepsze tradycje bankowości. Bank rozpoczyna tym samym budowanie świadomości i rozpoznawalności nowej marki oraz prezentację swojej oferty.

Aby pełnić funkcję głównego księgowego w sektorze publicznym, trzeba mieć odpowiednie kwalifikacje, np. posiadać certyfikat - informuje "Gazeta Prawna".

Szkoła publiczna musi zatrudnić głównego księgowego. W tym celu chce awansować osobę, pracującą w jej dziale księgowości od ośmiu lat. Kandydat posiada jednak wykształcenie średnie ogólne i jest w trakcie nauki w policealnym studium ekonomicznym o kierunku rachunkowość.

Gazeta podaje, że osoba, która chce pełnić funkcję głównego księgowego w sektorze finansów publicznych, musi posiadać określone przepisami kwalifikacje. Zgodnie z art. 45 ust. 2 ustawy z 30 czerwca 2005 r. o finansach publicznych (Dz.U. nr 249, poz. 2104 z późn. zm.) wystarczy posiadać certyfikat księgowy, uprawnienia biegłego rewidenta czy odpowiednie wykształcenie i doświadczenie. W sytuacji czytelnika adekwatnym kryterium będzie ukończenie pomaturalnej szkoły ekonomicznej i posiadanie co najmniej sześcioletniej praktyki w księgowości.

środa, 19 listopada 2008

Jak nauczyciel zarabia po lekcjach?

Bank Millennium wprowadza do oferty nowy depozyt – Lokatę Twój Wybór, która jako jedyna na rynku umożliwia Klientom wybór liczby dni, na którą chcą zdeponować pieniądze, przy wyjątkowo atrakcyjnym, stałym oprocentowaniu – 8,5% w skali roku. Twój Wybór to zupełnie nowe podejście do zawierania depozytów – Klienci mogą założyć lokatę na dowolny okres, w przedziale od 30 do 365 dni.

Po lekcjach w szkole uczą za duże pieniądze. Kuratorium grozi komisją dyscyplinarną. Nawet 60 zł inkasuje anglista z Wrocławia za 45 minut prywatnej lekcji udzielonej własnemu uczniowi. To karygodny proceder - grzmi Dolnośląskie Kuratorium Oświaty i zapowiada, że od teraz, jeśli tylko dowie się o nauczycielu zarabiającym w ten sposób, będzie się on tłumaczył rzecznikowi dyscyplinarnemu.

Nauczyciel ma obowiązek tak poprowadzić lekcje, by uczeń potrafił sobie poradzić na sprawdzianie - denerwuje się Janina Jakubowska z kuratorium. - Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której trzeba płacić własnemu poloniście, czy fizykowi za dodatkowe wytłumaczenie tematu przerabianego w szkole. Jakubowska przypomina, że taki proceder, to złamanie wszelkich zasad kodeksu etyki zawodowej.

Tymczasem korepetycyjny biznes kwitnie na Dolnym Śląsku w najlepsze. Nauczyciele szkołę traktują jak miejsce do reklamowania swoich usług, a internet zalewają oferty dotyczące płatnych lekcji. Najbardziej cenią się nauczyciele języków obcych. Doświadczeni lektorzy, z kilkuletnim stażem w szkole inkasują nawet 50-60 zł za godzinę. Problem w tym, że prywatne lekcje zazwyczaj udzielane są na czarno. Bo nauczyciele się z nich nie rozliczają, mimo że powinni.

Jeżeli korepetycje udzielane są często i zarobkowo, nauczyciel musi zarejestrować działalność gospodarczą i zgłosić dochód do opodatkowania w urzędzie skarbowym - podkreśla Iwona Sługocka z Izby Skarbowej we Wrocławiu. Stawka to 4 zł od każdej godziny, w przypadku gdy liczba godzin korepetycji nie przekracza w miesiącu 48 - wylicza Sługocka.

Zgodnie z kartą nauczyciela tygodniowy czas pracy w szkole to 18 godz. Belfrowie protestują przeciw zwiększeniu tego wymiaru. Decyzję argumentują tym, że przecież kolejne tyle zajmuje przygotowanie się do zajęć. Jak więc znajdują czas, by tuż po wyjściu ze szkoły pędzić do domów własnych uczniów, by udzielić im słono płatnych lekcji? Wiemy, że ten rynek prężnie działa, ale nie mamy uchwał potępiających takie zachowanie, mimo że jest wysoce naganne - przyznaje Mirosława Chodubska, prezes dolnośląskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego.

We Wrocławiu od tygodnia działa nawet prywatne centrum korepetycji. Zainteresowanie już jest ogromne, mimo że zapisy ledwo się zaczęły. Codziennie zgłasza się od 4 do 10 osób potrzebujących pomocy w nauce. Wśród nich największa grupa to ci przygotowujący się do egzaminów końcowych. Największym powodzeniem cieszy się matematyka i fizyka. Ceny? O wiele niższe niż te oferowane na czarno przez nauczycieli. 45 min nauki kosztuje do 18 zł.

Zespół korepetytorów dopiero się tworzy. Ale grubo ponad połowa zatrudnionej tu kadry, to właśnie nauczyciele, którzy dorabiają sobie do pensji. Nie jestem w stanie zliczyć wszystkich zgłoszeń przysyłanych przez nauczycieli chętnych do podpisania z nami umowy zlecenia - przyznaje Joanna Krupiarz, dyrektor centrum korepetycji. Kuratorium pomysł chwali pod warunkiem, że nauczyciel wywiązuje się ze swoich obowiązków w szkole, a w centrum nie uczy znajomych dzieci.

Z badań przeprowadzonych przez CBOS wynika, że w całej Polsce blisko połowa rodziców posyła swoje dzieci na płatne korepetycje. To najwyższy od 11 lat wynik.

Idź do kuratora

Urzędnicy apelują: Jeśli nauczyciel namawia do korzystania z płatnych korepetycji, zgłośmy to dyrektorowi szkoły lub kuratorium oświaty. Tel. 071-340- 63-39 albo 071-340-63-51

poniedziałek, 17 listopada 2008

Lista płac na czarno

Ile najwięcej może zarobić osoba pracująca na czarno? Pracownicy nielegalni twierdzą, że ich pensje mogą być jeszcze raz tak duże jak osób zatrudnionych legalnie w tych samych zawodach. Niektórzy uważają, że pensje w szarej strefie są wyższe nawet kilkakrotnie.

Wszystko zależy od firmy tego, na jakie kwoty opiewają zlecenia, czy produkty, jakie wytwarza oraz jej sytuacji zatrudnieniowej. Z powodu braku rąk do pracy, wiele firm głównie z sektora budowlanego, przyjęło pracowników sezonowych. Szefowie nie zatrudnili ich, bo pracownicy już są zatrudnieni. Przez cały rok pracują na etacie w firmie, biorą urlop lub fikcyjne zwolnieni chorobowe, żeby zarobić w czasie lata na budowach. Najczęściej jednak legalne wynagrodzenie jest dużo mizerniejsze niż to zarobione na czarno, dlatego pracownicy wolą zasilać szarą strefę. Szefowie nie chcą też tworzyć nowych etatów z powodu zbyt wysokich kosztów. Ile jest w stanie zaoferować nielegalnie szef? Zapytaliśmy kilku pracowników.

- Pracuję w firmie na terenie Stoczni Gdańskiej. Gdyby szef mnie zatrudnił, dostawałbym miesięcznie 3,5 netto tys. zł. Teraz zarabiam miesięcznie około 5 tys. oczywiście zdarzyły się też miesiące, że zarabiałem tylko 2 tysiące, bo nie było zamówienia. Ale od jakiegoś czasu firma prosperuje bardzo dobrze, szef obiecuje kolejne podwyżki. Przez ponad dwadzieścia lat pracowałem w stoczni na etacie za małe pieniądze. Z tego pewnie będzie też mała emerytura, na razie cieszę się zdrowiem, sam opłacam ubezpieczenie zdrowotne. Jestem zadowolony, wolę dostawać więcej pieniędzy, niż mieć etat i zarabiać mniej – wyjaśnia Zenon (prosi o anonimowość).

- Pracuję w firmie, która sprząta w supermarketach i różnych innych firmach, również w biurach. Firma legalnie zatrudnia 5 osób, nielegalnie 25. Mamy tyle pracy, że firma nie wykonałaby wszystkich zleceń w pięć osób. Żeby się utrzymać lokaty potrzebne są kolejne zamówienia na sprzątanie, na razie firma nie ma tak dużych zysków, by mogła zatrudnić legalnie – odprowadzać podatki, opłacać ZUS. To takie koło zamknięte. Na pracownikach firma jednak nie oszczędza. Ja pracuję od roku i dwa razy miałam podwyżkę. Teraz dostaję za pracę po 10 godzin, 2 tys. zł na rękę. Koleżanki na etatach, które pracują dłużej mają 1,8 tys. zł. Mi to naprawdę pasuję. Wcześniej pracowałam jako sprzątaczka w szkole, dostawałam 320 zł na rękę wraz z wszystkimi dodatkami – mówi Grażyna.

- Pracuję na etacie w firmie reklamowej, tam zarabiam około 4,5 tys. zł. Pracuję też na czarno dla innej firmy, która płaci mi dwa razy tyle. Mam tylko nieznacznie więcej pracy. Potrafię się zmieścić ze wszystkim w 10 godzin. Do tego weekendy mam zawsze wolne, dwa razy w roku wyjeżdżam na wakacje. Firma, dla której pracuję nielegalnie proponuje mi więcej zleceń za wyższe stawki, zastanawiam się, czy nie rzucić etatu. Przy takich dobrych wynagrodzeniach to jest sensowne, mógłbym mieć emeryturę np. z inwestycji – twierdzi Michał.

- Pracuję w szpitalu wojewódzkim. Mam niecałe 1,8 tys. zł na rękę. Pracuję też w salonie piękności, w którym robimy masaże i różne zabiegi kosmetyczne. W salonie jestem masażystką i recepcjonistką. Zarabiam 3,5 tys. zł na rękę, ale nie mam tam etatu. Robię też masaże w domu klienta, z tego mam miesięcznie około 1,5 zł netto. Prawdopodobnie zrezygnuję z pracy w szpitalu, chce też uzyskać dodatkowe uprawnienia, które przydadzą się w salonie. Mi pasuje taki układ, chociaż jest mi przykro, że dyplomowana pielęgniarka zarabia mniej, często ratując ludziom życie, niż osoba po szkole kosmetycznej w tego typu prywatnych gabinetach, czy salonach. To jest skandal – mówi Jola.

- Przyznam, że zarabiam dużo, miesięcznie mogę zarobić około 5 – 6 tys., czasem trochę więcej. Firmy chciały mnie zatrudnić, bo mam kwalifikacje, ale to ja nie chciałem, bo nie chcę się wiązać z konkretną firmą. Wolę sam wybierać te, które mają najlepsze zlecenia i u nich zarabiać najwyższe stawki. Nie będę pracował w taki sposób w nieskończoność i przejdę na etat, ale na razie chcę wykorzystać dobrą passę w tej branży. W zimie wyjeżdżam do pracy za granicę, też na czarno. W ten sposób mogę zarobić więcej, nie skazuję się na sztywne stawki. Mam też osoby, które ze mną współpracują, może nawet założę firmę – twierdzi Piotr.

wtorek, 19 sierpnia 2008

Nielegalni imigranci wrócą z USA za darmo

Darmowy bilet na samolot, 90 dni na załatwienie wszystkich spraw, większe szanse na uzyskanie legalnej wizy, a przede wszystkim uniknięcie aresztu - tak wygląda program skierowany przez amerykańskie władze do nielegalnych imigrantów. Jak dowiedział się serwis internetowy tvp.info nowy program będzie skierowany głównie do Polaków.

Jak tłumaczy Gail Montenegro z amerykańskiego biura ds. imigracji, program jest skierowany do tych wszystkich nielegalnych imigrantów, którzy otrzymali nakaz opuszczenia kraju, a nie mieli kłopotów z prawem. W USA jest ich pół miliona, wśród nich jest kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Muszą się tylko dobrowolnie do nas zgłosić. To najważniejszy warunek - podkreśla Montenegro. Wtedy będą mieć pewność, że zdążą załatwić wszystkie swoje sprawy na miejscu i unikną aresztowania. Bo to czeka każdego nielegalnego imigranta, który dostał nakaz opuszczenia. Nie wie, kiedy policja wkroczy do jego domu i jak dużo czasu pozostanie za kratami - podkreśla Montenegro.

Każdy "nielegalny" będzie miał 90 dni na przygotowanie się do podróży. Wydaje się, że to dużo, ale często takie osoby mają w USA dom, samochód czy nawet własną firmę. Ten czas jest więc potrzebny na ich sprzedaż. Do tego otrzymają darmowy bilet. W ich dokumentach będzie też zapisane, że dobrowolnie poddały się deportacji, co zwiększa w przyszłości szansę na uzyskanie amerykańskiej wizy.

Program pilotażowo jest realizowany w pięciu amerykańskich miastach, w tym Chicago, gdzie jest olbrzymie skupisko Polonii. Tu zamówiono reklamówki w największych polonijnych radiach. Na razie "nielegalni" będą mogli się zgłosić do służb imigracyjnych do 22 sierpnia.

sobota, 16 sierpnia 2008

Policjant pod przykrywką zła

Będą mogli m.in. zażywać narkotyki, jeździć po pijanemu i brać udział w porwaniach. Wszystko po to, by zbliżyć się do przestępców i złapać ich na gorącym uczynku. Kompetencje policjantów mają być dużo szersze niż dotychczas, informuje „Dziennik”.

Policjanci udający przestępców będą mogli np. zażywać narkotyki, jeździć po pijanemu, a nawet brać udział w porwaniach - donosi gazeta. Nie będzie im wolno zabić człowieka, ciężko go ranić, czy zgwałcić. Oto niektóre założenia, które znalazły się w projekcie ustawy o pracy operacyjnej policji i służb specjalnych.

„Dziennik” pisze, że projekt którym właśnie zajęła się sejmowa podkomisja, reguluje dokładnie, co wolno, a czego nie wolno policjantom. Po części jest to odpowiedź na słynną sprawę posłanki PO Beaty Sawickiej uwiedzionej przez agenta ABW, a po części reakcja na częste dylematy policjantów, którzy nie wiedzą, jak daleko mogą się posunąć, jeżeli np. biorą udział w inwigilowaniu mafii.

Jeżeli ustawa zostanie przegłosowana, wprowadzi też do systemu prawnego nową kategorię - szpiega koronnego. Szpieg koronny to osoba, którą służby danego kraju przyłapują na współpracy z obcym wywiadem. W zamian za uniknięcie wyroku ktoś taki dezinformuje swoich byłych mocodawców. Specjaliści mają jednak wątpliwości, czy wszystkie nowe działania policji i służb da się skodyfikować. Jednocześnie twierdzą, że policjanci, by skutecznie działać, muszą przenikać w struktury przestępcze.
lokata ing bank

Tags:

piątek, 15 sierpnia 2008

Eros na etacie

Choć w Rosji seks w pracy jest zakazany, uprawia go tam co najmniej jedna trzecia zatrudnionych. Specjalnie dla korporacyjnych kochasiów prof. Neonilla Samuchina, socjolog z Petersburga, napisała poradnik „Kamasutra w biurze”. Pełna fot z tzw. pozycjami i wskazówek, jak nie dać się przyłapać szefowi, książka stała się prawdziwym bestsellerem.

Seksualna obsesja

Trudno pochwalać tak daleko idącą swobodę. Ale równie niebezpieczna jest inna skrajność – najbardziej widoczna w Ameryce, lecz z powodzeniem zaszczepiana ostatnio w Europie. To obsesja na punkcie molestowania seksualnego. Żeby była jasność… Piszący te słowa daleki jest od stawiania tezy, że molestowanie to wymysł przewrażliwionych feministek, działaczy związkowych czy nadgorliwych obrońców praw człowieka. Nie próbuje też pomniejszać dramatyzmu tego zjawiska. Według niego wykorzystywanie swej władzy i pozycji zawodowej do zaspokajania własnej chuci to zasługująca na surową karę ohyda. Jednocześnie autor sprzeciwia się rozszerzeniu kryteriów tego rodzaju przemocy. W USA wystarczy określić czyjeś spojrzenie jako lubieżne, by przedstawić delikwentowi poważne zarzuty. Za niewinny żart, uśmiech, komplement można wpaść w nie lada kłopoty. Jak zauważa prof. Lew Starowicz, w atmosferze obsesji łatwo się mnożą fałszywe oskarżenia. W jednym z wywiadów, ten znany polski seksuolog powiedział, że będąc w Stanach Zjednoczonych, nigdy nie wsiada do windy, jeśli jest w niej sama kobieta. Bo przejażdżka na siódme piętro biurowca może znaleźć swój finał w sądzie.

Biurowy czar par

Następstwem takiej nagonki, nakręcanej też przez media, jest lęk wielu mężczyzn przed kobietami, unikanie zachowań adoracyjnych. A przecież flirt w pracy może być czymś ożywczym. Co potwierdza Mariusz, dyrektor sprzedaży w dużej firmie IT. Odkąd w jego departamencie pojawiła się Agnieszka, jest dużo bardziej zmotywowany. A i podwładnych zaczął traktować lepiej. Powód? Chce pokazać dziewczynie, że jest mężczyzną czarującym, odpowiedzialnym, silnym. 42-letnia Krystyna, graficzka z Poznania, swego przyszłego męża poznała w agencji reklamowej. Jan był tam informatykiem. Oboje przygotowywali kampanię multimedialną dla jednego z banków. Często zostawali w biurze po godzinach. Nawet nie zauważyli, kiedy do formalnej, zawodowej relacji wdarły się uczucia i zmysły. Krysia jest pewna, że w innej sytuacji, czyli poza firmą, nie poznałaby Jasia dostatecznie dobrze. Tak na wskroś, na wylot - jak zwykła to określać pół żartem pół serio.

Podobnych historii jest wiele. Według magazynu „Psychology Today”, aż 60 proc. związków ma swój początek w pracy. Niekiedy są to małżeństwa szczęśliwe i trwałe. Jednak romansowanie w biurze nie zawsze jest czymś konstruktywnym. Znany seksuolog i konsultant rodzinny, prof. Zbigniew Izdebski, podkreśla, że taka relacja może być dobra, jeżeli wszystko toczy się po myśli jednej i drugiej osoby. Lecz nie wtedy, gdy coś we wzajemnych stosunkach zaczyna się psuć. Wówczas konflikty i kryzysy niechybnie przekładają się na sferę zawodową.
Janusz Sikorski

A co wy na ten temat sądzicie? Czy waszym zdaniem flirty są do zaakceptowania w pracy? A może uważacie, że profesjonaliście nie przystoi angażowanie się w związki, które wykraczają poza ramy przyjaźni lub po prostu mają podtekst erotyczny? Jesteśmy ciekawi wszystkich waszej opinii.

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Lansuj się pracowniku

Fałszywa skromność nie popłaca. Szczególnie w biznesie i na rynku pracy. Rozpoznanie swoich atutów i nagłośnienie własnej marki to jednak tylko połowa sukcesu. Równie ważnym czynnikiem jest umiejętne zarządzaniem swoją energią.

Kuba, choć już dwa lata temu skończył studia, nadal nie wie, co chce robić w życiu. Zmienia firmy i zawody jak rękawiczki. Był już nauczycielem, marketingowcem, agentem ubezpieczeniowym, kierowcą i przedstawicielem handlowym. Z coraz większymi obawami patrzy w swoją przyszłość.

Inny problem ma Anna. Jest świetnym analitykiem bankowym, który kocha swoją pracę. W szkole była prymuską. Teraz nie może zrozumieć, dlaczego inni awansują i zbierają laury, a jej kariera utknęła w martwym punkcie. Tym bardziej że ma najwyższe kwalifikacje w swoim dziale.

Z kolei Karol jest promowany przez zarząd i realizuje trudne projekty. Gdzie się jednak podział jego dawny entuzjazm? Tylko udaje (dzięki środkom farmakologicznym) radosnego i zaangażowanego. Ale jeszcze miesiąc lub dwa, a wszyscy się dowiedzą, że jest wrakiem menedżera.

Być może w tych historiach rozpoznajesz siebie. Jeśli tak, przeczytaj ten poradnik. Poradnik dla zniechęconego.

1. Skoncentruj się na przewagach strategicznych

Jak wiesz z piosenki Jerzego Stuhra, śpiewać każdy może, trochę lepiej lub gorzej. Ale czy warto próbować swych sił na estradzie, skoro słoń ci na ucho nadepnął? Owszem, ewidentne braki wokalne wcale nie przekreślają twoich szans na udział w programach typu „Idol”. Jeśli jednak bliżej ci do Einsteina niż do Edyty Górniak, zapewne lepiej zgłosić się do teleturnieju pt. „Jeden z dziesięciu”. Jak się to ma do twojej kariery zawodowej? Ano tak, że kiedyś w teorii i praktyce zarządzania kładziono nacisk na walkę ze swoimi słabymi stronami. Dzisiaj panuje przekonanie, że trzeba zapomnieć o tym, w czym jesteśmy gorsi, a rozwijać głównie talenty. Już nikt nie oczekuje od ciebie, być był doskonały w każdej dziedzinie. Nastała era specjalizacji.

26-letni Kamil jest niesłychanie zdolnym programistą. Pani prezes, chcąc go docenić, zaproponowała mu kierowanie departamentem IT. Komputerowemu geniuszowi zdawało się, że złapał Pana Boga za nogi. Ale menedżerem jest byle jakim. Gdy wcześniej otrzymywał same pochwały, to teraz spotyka się z ciągłą krytyką. Pretensje mają do niego zarówno podwładni, jak i przełożeni.
Prawdopodobnie skończyłoby się to zwolnieniem Kamila. Na szczęście ma on swego mentora, który podpowiedział mu, by zrezygnował z szefowania i znów stał się „zwykłym” informatykiem. Specjalista już rozmawiał w tej sprawie z head-hunterem. Na brak ofert pracy nie powinien narzekać, bo zapotrzebowanie na tej klasy specjalistów co on jest na rynku ogromne.
ranking lokat

Tags:

Pracujący Włosi zwalczają stres psychotropami

Coraz więcej mieszkańców Mediolanu ucieka się do leków psychotropowych, by znieść stres związany z wykonywaniem nielubianej pracy. Ujawnił to tamtejszy urząd do spraw zdrowia, zapowiadając ukazanie się na jesieni wyczerpującego dokumentu na temat zdrowia w miejscu pracy.

W pierwszym półroczu tego roku sprzedaż leków antydepresyjnych i psychotropowych wzrosła w Mediolanie o 12%. Według sondaży przeprowadzonych w 10 mediolańskich zakładach pracy, leki te zażywa około 7% pracowników. W ten sposób pokonują oni codzienne stresy wywoływane przez rywalizację, poczucie niepewności oraz mobbing. Sytuacje te coraz częściej prowadzą też do narkomanii. Stąd inicjatywa, by zjawisku walki z nieprzyjazną i nielubianą pracą poświęcić więcej uwagi i bliżej określić przyczyny złego samopoczucia zatrudnionych.

Do niedawna wydawało się, że do zachowania pogodnego nastroju Włochom wystarcza poranna czarna kawa. Dobry humor i wydajność w pracy coraz częściej są tymczasem rezultatem farmakologicznej kuracji.

niedziela, 3 sierpnia 2008

CV po retuszu

Niektórzy odejmują sobie od dwóch do pięciu lat. Rekordziści są w stanie odmłodzić się w CV o dziesięć lub nawet piętnaście lat. Przed zatrudnieniem wielu pracodawców nie sprawdza dyplomów ukończenia szkół, ani dowodów tożsamości. Kandydaci nie mają więc skrupułów, by kłamać w aplikacjach.

Magdalena, która właśnie zmienia pracę, twierdzi że nie widzi nic złego w tym, by skłamać w CV. Mówi, że jest specjalistką w dziedzinie sprzedaży produktów turystycznych. Prawdopodobnie jedną z najlepszych w Polsce. Ukończyła studia podyplomowe w tym kierunku, może pochwalić się kilkunastoma kursami. Ma ogromne doświadczenie. Niedawno znalazła ogłoszenie o pracę. Zatrudnienie oferowała firma, w której Magdalena bardzo chciałaby pracować. Spełniała wszystkie wymogi, oprócz jednego.

- W anonsie pojawiła się informacja, że firma szuka kandydatów do czterdziestu lat. Ja mam 42. Zadzwoniłam nawet, żeby dowiedzieć się, czy mogę aplikować. Powiedziano mi, że wymóg wiekowy jest restrykcyjnie przestrzegany. Cóż, postanowiłam napisać w CV, że mam 39 lat. Odmłodziłam się o 3 lata. Bardzo marzyłam o pracy w tej firmie. Zaprosili mnie na rozmowę i udało się. Przyjęli mnie. Po kilku tygodniach musiałam zgłosić swoje dane osobowe w kadrach. Podałam dane zgodne z prawdą, nikt nie zauważył, że wcześniej nie podałam prawdy. Miałam obawy, ale postawiłam wszystko na jedną kartę i opłaciło się – mówi Magdalena.

Osoby prowadzące rekrutację mówią, że takie sytuacje są dziś bardzo popularne. Twierdzą oni, że na temat wieku kandydaci kłamią najczęściej. Na drugim miejscu uplasowało się wykształcenie i ilość specjalistycznych kursów. Niektórzy specjaliści od rekrutacji twierdzą, że nieraz zdziwili się na spotkaniu z kandydatem.

- Do CV dołączone było też zdjęcie. Jak się okazało kandydatka odjęła sobie kilkanaście lat nie tylko w informacji o dacie urodzenia, ale też na zdjęciu. Było one mocno podretuszowane.
Na rozmowie kwalifikacyjnej zauważyłam, że mam do czynienia z osobą dużo starszą. Gdy zapytałam o wiek, była niespokojna, użyła sformułowania „ja naprawdę mam 35 lat”. Ten fakt spowodował, że nie uwierzyłam kandydatce, miałam wątpliwości również co do innych informacji w CV. Skoro kandydatka napisała, że ma 35 lat, a miała może około 50. To skąd mam wiedzieć, że również co do wykształcenia nie skłamała? Co ciekawe w ogłoszeniach nie wskazywaliśmy, że szukamy kandydata w określonym wieku. Przyjęlibyśmy również osobę starszą, jeśli miałby ona odpowiednie kwalifikacje – mówi Patrycja Hoffman, prowadzi kompleksową rekrutację dla sieci francuskich hipermarketów.

Pracownicy uważają jednak, że wiek to ich osobista sprawa.
- Nie uwierzę, jeśli ktoś mi powie, że szef nie patrzy na wiek i na to, jak kandydat wygląda. Tymczasem, jeśli ja chcę zrobić sobie operację plastyczną, poprawić wygląd po to, by właśnie zatuszować to, że jestem stara, to dlaczego mam mu mówić prawdę ile mam lat. Być może po to wybrałam się do gabinetu, by powalczyć o dobrą pracę. Szukałam niedawno pracy. W CV nie napisałam ile mam lat, ale szczegółowo wykazałam swoje kwalifikacje. Szef nie zapytał mnie o wiek. Przyjął mnie na podstawie kwalifikacji – twierdzi Weronika, mówi że ma grubo ponad 30 lat.
lokaty

Tags:

środa, 30 lipca 2008

400 tys. osób założyło firmy dzięki ulgom

Prawie 27 proc. osób prowadzących własną firmę korzysta obecnie z dwuletniej ulgi w opłacaniu składek do ZUS. Wprowadzenie ulgi od sierpnia 2005 r. spowodowało, że około 400 tys. osób rozpoczęło działalność gospodarczą. Przez dwa lata rozpoczynający działalność ma o 11,4 tys. zł niższe koszty, co pozwala mu rozwinąć firmę, informuje "Gazeta Prawna".

Gazeta podaje, że już 301,5 tys. osób rozpoczynających działalność gospodarczą korzysta z możliwości opłacania prawie trzykrotnie niższych składek do ZUS. Tak wynika z najnowszych danych ZUS, do których dotarła GP. Uwzględniając dodatkowo osoby, które założyły firmę dwa lata temu i skończył im się już dwuletni okres preferencji (w maju 2006 roku było ich 90 tys.), można przyjąć, że dzięki istnieniu ulgi prawie 400 tys. osób założyło firmy. Eksperci są zgodni, że należy utrzymać to rozwiązanie.

Gazeta podaje, że z danych ZUS wynika, że wprowadzona w sierpniu 2005 roku ulga spowodowała, że już na koniec pierwszego roku jej obowiązywania korzystało z niej 30 tys. osób. W maju 2006 roku 90 tys., a na koniec tego roku 180 tys. Rok później - 284 tys., a w maju tego roku już ponad 300 tys. Na 1,13 mln osób opłacających składki do ZUS na ubezpieczenia społeczne, 26,6 proc. korzysta więc z ulgi.
ranking lokat

Tags:

wtorek, 1 lipca 2008

Szmal, dziwki i Everest

Wspinaczka na najwyższy szczyt Ziemi już dawno przestała być piękną, choć wyczerpującą przygodą. To brudny biznes, w którym szlachetni nie mają szans.

Kiedy przed kilkoma tygodniami 19 chińskich i tybetańskich himalaistów ruszyło w górę, aby zanieść ogień olimpijski na Dach Świata, Chiny wprowadziły quasi-stan wyjątkowy. Mount Everest został całkowicie zamknięty dla zagranicznych wspinaczy i turystów, żaden alpinista – a zwłaszcza nikt z organizacji protybetańskich – nie miał możliwości zakłócenia ceremonii. Nawet Nepal ugiął się przed życzeniem potężnego sąsiada i zamknął ze swojej strony dostęp do najwyższej góry świata. Żołnierze zajęli stanowisko w bazie głównej od strony Nepalu, weszli też do obozu numer dwa pod lodowcem Khumbu. Pewien Amerykanin został odesłany z powrotem, ponieważ wojsko odkryło w jego plecaku tybetańską flagę. Innej grupie żołnierze odebrali prowiant, żeby uniemożliwić dalszą wspinaczkę.

Everest bed and breakfast

Oburzenie wśród wspinaczy było olbrzymie – trudno się temu dziwić, skoro do wyprawy w tym sezonie przygotowywali się całymi miesiącami. Jednak ci, którzy ową przygodę mają już za sobą, często widzą te kwestie w zupełnie innym świetle.

– Nie jestem optymistą co do przyszłości Everestu – zauważył już przed laty sir Edmund Hillary, który w 1953 r. wraz z Szerpą Tenzingiem jako pierwszy człowiek stanął na najwyższym szczycie Ziemi. – Do bazy głównej ciągną tysiące ludzi, postawiono tam już 500 namiotów. Wszędzie pełno restauracji, barów i innych atrakcji, które przyciągają młodych ludzi. Przesiadywanie w namiocie i popijanie jednego piwa za drugim trudno nazwać himalaizmem – wyrzucił z siebie Hillary w 2003 r. podczas uroczystości upamiętniającej jego pierwszą wspinaczkę. Przemowę zakończył dosadnym stwierdzeniem – To, co się teraz dzieje pod Everestem, to jedno wielkie g...

12 lat temu na Evereście rozegrała się tragedia. Między 10 a 13 maja 1996 r. życie straciło ośmiu alpinistów. Wielu sądziło, że wydarzenia te zniechęcą niedoświadczonych wspinaczy do prób zdobywania szczytu. Błąd. W 1996 r. na górę weszło 98 ludzi, w maju 2007 r. już 525 wspinaczy. W ich otoczeniu pracowało setki ludzi, jako tragarze, kucharze, pomywacze, pastuchowie jaków i przewodnicy. Bazy główne – zwłaszcza ta po tybetańskiej stronie – wyglądają teraz jak miasteczka robotnicze.

Podczas mojej pierwszej próby zdobycia Mount Everestu, na początku maja 2004 r., dotarłem do trasy w Tybecie. U wejścia doniej stało około 80 chińskich i tybetańskich namiotów, umieszczonych na wysokości 5,2 tys. m n.p.m. Na morenie polodowcowej naprzeciwko chińskiego obozu powstała kolejna taka kolonia namiotów. Wszędzie pełno było szyldów z kartonu, z napisami „Hotel California” albo „The Everest Bed and Breakfast”. Z magnetofonów pobrzmiewał amerykański pop i właściwie każdą zachciankę można było tutaj spełnić: jedzenie, alkohol, łóżko na noc i oczywiście także prostytutki. Zagadnął mnie pewien mężczyzna, wskazał na namiot pełen Chinek i zaczął wyliczać oferowane usługi i ich ceny. Później wielu lekarzy opowiadało mi, że obecnie leczą tu już nie tylko zwykłe dolegliwości wspinaczy, takie jak choroba wysokościowa czy odmrożenia, zmuszeni byli także zająć się chorobami wenerycznymi.

niedziela, 29 czerwca 2008

Polowanie na lepszą pracę

Pracy szukają już nie tylko bezrobotni. Osoby, które mają zatrudnienie również przeglądają oferty. Liczą, że znajdą coś lepszego. Twierdzą, że w ich słowniku nie funkcjonuje sformułowanie: jedna praca do emerytury. Powtarzają, że nigdy nie jest tak, by nie mogło być lepiej. Są mobilni i nie jest dla nich problemem przenieść się do innego regionu kraju, czy za granicę. Pracę są w stanie zmienić w każdym momencie.

Taką właśnie osobą jest Marta, która pracuje jako fakturzystka w dużym międzynarodowym koncernie. Codziennie przegląda oferty w sieci.
- Szukam czegoś innego, ale oczywiście zgodnie z profesją. Zależy mi na wyższych zarobkach. Na razie nie mamy dzieci, mój mąż pracuje za granicą od lat. Przyjeżdża co miesiąc na kilka dni. Mamy konkretne wymagania finansowe, chcemy żyć na poziomie. Dlatego jak tylko znajdę dobrą ofertę, nawet w innej części kraju, przeniosę się, dla mnie to nie jest żaden problem – mówi Marta Kurdycka, mieszka w Warszawie.

Piotr, grafik, chociaż ma pracę, którą zazdroszczą mu znajomi, też poluje na lepszą ofertę.
- Dla mnie akurat pieniądze to nie wszystko. Obecnie dość dobrze zarabiam, ale chciałbym mieć pracę, w której mógłbym się bardziej wykazywać. Ciągle szukam i wiem, że wreszcie znajdę coś co zaspokoi moje ambicje. Wybieram się na rozmowy kwalifikacyjne, dzwonię, wysyłam CV, jestem panem własnego losu – mówi Piotr Biernaś, grafik z Opola.

Idealna praca, czyli jaka? Jak długo trzeba szukać, ile razy zmienić zatrudnienie, by w końcu trafić na to, co będzie nam pasować i finansowo, i ambicjonalnie. Psychologowie mówią, że najczęściej po 2 latach szukania pracownicy trafiają na wymarzone zajęcie. - Stajemy się coraz bardziej mobilni, do tego rynek coraz bardziej staje się rynkiem pracownika. Wiadomo, że nawet osoby, które mają prace będą rozglądać się za czymś innym. I nie tylko chodzi o pieniądze, czy np. nieprawidłowe traktowanie przez szefa. Stagnacja również powoduje, że pracownik czuje, że musi odejść do innej pracy. Psychologowie posługują się umownymi terminami, ale wiadomo, że w każdym przypadku jest inaczej. Ktoś szuka przez miesiąc wymarzonej pracy, ktoś inny dziesięć lat. Tu nie ma reguły. Ważne jest by próbować coś zmienić, jeśli nam to nie pasuje – mówi Renata Telega, psycholog, doradca zawodowy.

Polowanie na ofertę jest ci bliskie? Czy może wychodzisz z założenia, że mając pracę, nie ma potrzeby szukać nowej.
oferty pracy w Szwecji

Niemcy nie chcą polskich pracowników

Niemiecki rząd zamierza przedłużyć o kolejne dwa lata ograniczenia dla obywateli z Europy Środkowowschodniej na swoim rynku pracy. Oznacza to, że m.in. Polacy będą mogli podejmować pracę w Niemczech dopiero od 2011 r.

Jak wyjaśnił minister budownictwa i transportu Wolfgang Tiefensee, rząd w Berlinie chce w ten sposób chronić zwłaszcza słabsze gospodarczo wschodnie regiony Niemiec. Podkreślił, że potrzebują one wydłużenia ograniczeń, aby przygotować się na późniejsze otwarcie rynku pracy.

Wolfgang Tiefensee przypomniał, że Niemcy już stopniowo otwierają swój rynek pracy dla specjalistów z Europy Środkowowschodniej, między innymi dla inżynierów czy lekarzy. Jednak, jego zdaniem, ze względu na wysokość zarobków wybierają oni kraje takie jak Wielka Brytania.

Niemiecki rząd zapowiada, że ostateczną decyzję w sprawie przedłużenia restrykcji podejmie jesienią. Koalicyjne CDU i SPD osiągnęły jednak w tej sprawie porozumienie - wynika z relacji mediów.

Przeciwko liberalizacji ograniczeń dostępu do niemieckiego rynku pracy wypowiadają się związki zawodowe. Z kolei niemieccy przedsiębiorcy wzywają skrócenia blokady niemieckiego rynku pracy dla pracowników z Europy Środkowowschodniej.

sobota, 28 czerwca 2008

Jakie podwyżki dla nauczycieli

Nauczyciele dyplomowani otrzymają maksymalnie 50 zł podwyżki, ale początkujący nauczyciele-stażyści zarobią w przyszłym roku o 450 złotych więcej - dowiaduje się "Gazeta Prawna".

Z informacji gazety wynika, że tzw. kwota bazowa dla nauczycieli wzrośnie w 2009 r. nie mniej niż 3,9 proc. i wyniesie 2155 zł. Rząd chce jednak zróżnicować skalę podwyżek dla poszczególnych grup nauczycieli w zależności od ich stażu pracy.

W przyszłym roku równowartość kwoty bazowej powinni zarobić najmłodsi nauczyciele-stażyści. Wiceminister edukacji Krystyna Szumilas zapowiada, że ich średnie wynagrodzenie będzie równe kwocie bazowej (obecnie 82 proc.). Według wyliczeń "GP", otrzymają więc średnio 450 zł podwyżki. Nauczyciele dyplomowani, najbardziej doświadczeni, mogą liczyć najwyżej na 50 zł, a mianowani na 147 zł.

Rząd chce przyciągnąć młodych nauczycieli do szkół.
Rząd proponuje takie rozwiązanie, bo zamierza zmniejszyć dysproporcje między nauczycielami z dużym i małym stażem. Obecnie wynagrodzenie nauczyciela dyplomowanego wynosi 225 proc. pensji stażysty. Od przyszłego roku będzie to 180 proc. Rząd argumentuje, iż taka zmiana przyciągnie do szkół młodych zdolnych absolwentów.
oferty pracy w Norwegii

czwartek, 26 czerwca 2008

Fala w pracy

Konflikty pokoleniowe wśród pracowników to problem w niejednej firmie. Co zrobić, żeby i młodym i doświadczonym pracowało się dobrze i by się uzupełniali, a nie wzajemnie zwalczali?

Jola (45 lat): jestem na marginesie

Czy rzeczywiście w firmach dochodzi do wojny pokoleniowej? Jola nie ma wątpliwości, że tak. Ma 45 lat i w firmie czuje się niepotrzebna, a nawet dyskryminowana przez młodszych pracowników. Dyrekcja zatrudnia młodych pracowników, którzy tworzą zgrany zespół. Jola znalazła się na marginesie. Twierdzi, że współpracownicy nie chcą z nią rozmawiać. Ma poczucie, że śmieją się z niej za jej plecami. Nie jest zapraszana na firmowe spotkania po pracy. A do tego, wszystkie bardziej odpowiedzialne zadania wykonują młodsi.

- Jestem księgową w firmie od 15 lat. Właściwie tworzyłam to przedsiębiorstwo od podstaw. Rok temu zmienił się kierownik, który zaczął „wymieniać” zespół na młodszy. Kilka osób równych mi stażem zwolnił, kilka osób odeszło, dwie osoby postanowiły założyć własny biznes. Ja postanowiłam pozostać, bo zawsze identyfikowałam się z firmą. Niestety do czasu. Po prostu źle się czuję, nikt nie chce słuchać o moich propozycjach rozwiązań finansowych. Zawsze dowiaduję się, że nie myślę przyszłościowo. Mam wrażenie, że kierownik chce mnie zwolnić, tylko brakuje mu argumentów. To przykre, że po tylu latach traktują człowieka jak śmiecia – pisze w mailu Jola.

Patti (29 lat): nęka mnie gang starych urzędasek

Internautka Patti również do nas napisała. Twierdzi, że czuje się dyskryminowana, tyle tylko że przez „gang starych urzędasek”.
- Wszystko zależy od tego, kogo w danej firmie jest więcej. W zespole, w którym pracuję, wszyscy oprócz mnie mają od 45 lat wzwyż. To same kobiety. Współpracownice są mi bardzo nieprzychylne. Gdy raz poprosiłam o pomoc, usłyszałam od 50 - letniej koleżanki, że jej nikt nie pokazywał jak się pracuje, „a my młodzi to tylko chcielibyśmy, żeby nam się podawało wszystko na tacy”. Innym razem usłyszałam, jak plotkują na mój temat. Mówiły, że jestem pupilkiem szefa i że cierpię na przerost ambicji, a kto wie, może nawet szef już się mną czule zaopiekował. To było straszne, popłakałam się, gdy to usłyszałam. Gdy idę korytarzem słyszę śmiechy dobiegające z pokoju, gdy otwieram drzwi wszystkie głosy milkną. Pewnego razu zapytałam głośno dlaczego tak mnie traktują i o co właściwie chodzi. Jedna osoba powiedziała, że „chyba coś mi się przyśniło i że jestem przewrażliwiona” – pisze wmailu Patti, ma 29 lat, pracuje w urzędzie jako referentka, zajmuje się problematyką oświatową.

agata 32: to po prostu była fala

Internautka, która podpisuje się „agata 32”, również na własnej skórze odczuła skutki wojny pokoleniowej. Twierdzi jednak, że dyskryminacja pracownika, przez grupę, to kwestia kultury osobistej.

- Jestem młoda pracowałam w firmie 6 lat i odeszłam, bo sytuacja stała się nie do wytrzymania. „Starzy mnie wygryzali”. To po prostu była „fala”. Moim zdaniem niezależna od wieku, tylko od kultury osobistej i uczciwości pozostałych pracowników – pisze agata 32.

Z mundurkami koniec

Od września ze szkół znikną obowiązkowe mundurki. Dyrektor szkoły, a nie rada gminy, będzie też decydować o darmowych obidach dla ubogich uczniów.

Ujednolicona nowelizacja ustawy przewiduje m.in. likwidację obowiązkowych strojów jednolitych w szkołach podstawowych i gimnazjach. Dyrektor będzie mógł wprowadzić mundurki, ale po uzyskaniu opinii samorządu, rady pedagogicznej i rady rodziców. Domicela Kopaczewska, poseł sprawozdawca, uważa, że nowe przepisy będą obowiązywać od 1 września tego roku.

Posłowie utrzymali przepis, zgodnie z którym zdolni uczniowie, którzy mają z zachowania ocenę niższą od dobrej, nie otrzymają stypendiów naukowych. Zrezygnowali jednak z rozwiązania zobowiązującego strażników miejskich do informowania dyrektorów szkół o uczniach przebywających w miejscach publicznych podczas lekcji. Ponadto dodali przepisy umożliwiające dyrektorom szkół zwalnianie uczniów z opłat za posiłki.

- Obecnie w każdym przypadku o zwolnieniu muszą decydować rady gminy w drodze uchwały - mówi "Gazecie Prawnej" Wojciech Lachowicz z Regionalnej Izby Obrachunkowej w Krakowie.

W dużych gminach przepis ten utrudnia funkcjonowanie rad i pomoc uczniom.

- Nowelizacja ma też wprowadzić duże zmiany dla nauczycieli. Przede wszystkim ureguluje zasady wynagradzania osób pracujących przy ustnych egzaminach maturalnych. Nauczyciele-egzaminatorzy będą w nich uczestniczyć w ramach tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin dydaktycznych. Za czas pracy przekraczający ten wymiar będą otrzymywać wynagrodzenie jak za godziny ponadwymiarowe. Ponadto nauczyciele przed nawiązaniem stosunku pracy będą musieli przedstawić dyrektorowi szkoły zaświadczenie z Krajowego Rejestru Karnego (KRK). Natomiast stażyści i nauczyciele kontraktowi będą podlegać odpowiedzialności dyscyplinarnej.
oferty pracy w Holandii

środa, 25 czerwca 2008

Pensje nie gwarantują niezawisłości sądów

Europejskie Stowarzyszenie Sędziów zarzuca polskiemu rządowi łamanie międzynarodowych standardów zapewniających niezależność sądów, podaje "Gazeta Prawna".

Gazeta podaje, że Europejskie Stowarzyszenie Sędziów przyjęło rezolucję, w której wzywa władze polskie do stosowania międzynarodowych standardów, które mają na celu zapewnienie niezależności sądów. Organizacja przypomina polskiemu rządowi, że jego obowiązkiem jest stanie na straży niezawisłości sędziów i powstrzymywanie się od działań, które mogą zostać uznane za ich osłabienie.

Rezolucja jest wynikiem pisma, jakie do Europejskiego Stowarzyszenia Sędziów skierowało Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia. Wskazano w nim, że obecnie obowiązujący mechanizm ustalania ich wynagrodzeń jest nieprawidłowy.

Jego zdaniem, prowadzi to do zacierania konstytucyjnej zasady trójpodziału władz.

Kolejne uchybienie to brak jakichkolwiek prawnych środków, którymi sędziowie mogliby skłonić władzę wykonawczą do zmiany kwoty bazowej, która stanowi podstawę ich wynagrodzeń. Iustitia twierdzi także, że poziom wynagrodzenia sędziów jest niezgodny z konstytucyjną zasadą zapewnienia sędziom wynagrodzenia odpowiadającego godności urzędu.

Postulaty Iustitii znalazły zrozumienie w Europejskim Stowarzyszeniu Sędziów. Według tej organizacji system ustalania wynagrodzeń sędziów w Polsce prowadzi do powstania znacznych różnic pomiędzy poziomem dochodów sędziów a innymi wskaźnikami gospodarki narodowej.

Organizacja zarzuca władzy wykonawczej oraz ustawodawczej w Polsce łamanie Europejskiej Karty Statutu Sędziego. Stanowi ona, że sędziowie sprawujący wymiar sprawiedliwości są uprawnieni do wynagrodzenia na poziomie, który chroni ich przed jakimikolwiek naciskami na podejmowane decyzje i tym samym utwierdza ich niezależność i bezstronność.
najwyżej oprocentowana lokata

Tags:

poniedziałek, 23 czerwca 2008

Będą negocjacje z nauczycielami

Przedstawiciele ministerstw: edukacji, pracy i finansów oraz sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Michał Boni mają w piątek wziąć udział w spotkaniu negocjacyjnym z kierownictwem Związku Nauczycielstwa Polskiego.

O planowanym spotkaniu poinformował PAP prezes ZNP Sławomir Broniarz, który w poniedziałek spotkał się z Bonim.

"Rozmawialiśmy przede wszystkim na temat emerytur nauczycielskich i płac w oświacie. Piątkowe spotkanie zaproponował pan minister Boni. On też będzie jego gospodarzem" - powiedział prezes ZNP.

Pytany, czy w piątkowych negocjacjach wezmą udział inne niż ZNP nauczycielskie związki zawodowe, odpowiedział, że będzie to zależeć od Boniego, który jest organizatorem spotkania.

ZNP domaga się zwiększenia nakładów na oświatę, podniesienia wynagrodzeń nauczycieli do 2010 roku o 50 proc., utrzymania dotychczasowych uprawnień emerytalnych dla nauczycieli, zgodnie z którymi mogą przejść oni na emeryturę po 30 latach pracy niezależnie od wieku. Związek przeciwny jest także ewentualnym planom likwidacji ustawy Karta Nauczyciela.

We wtorek ma być przeprowadzony w szkołach, przedszkolach i innych placówkach oświatowych jednodniowy ogólnopolski strajk organizowany przez ZNP. Według związkowców, chęć udziału w nim zadeklarowało około 70 proc. placówek.
oferty pracy w Niemczech

Będą negocjacje z nauczycielami

Przedstawiciele ministerstw: edukacji, pracy i finansów oraz sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Michał Boni mają w piątek wziąć udział w spotkaniu negocjacyjnym z kierownictwem Związku Nauczycielstwa Polskiego.

O planowanym spotkaniu poinformował PAP prezes ZNP Sławomir Broniarz, który w poniedziałek spotkał się z Bonim.

"Rozmawialiśmy przede wszystkim na temat emerytur nauczycielskich i płac w oświacie. Piątkowe spotkanie zaproponował pan minister Boni. On też będzie jego gospodarzem" - powiedział prezes ZNP.

Pytany, czy w piątkowych negocjacjach wezmą udział inne niż ZNP nauczycielskie związki zawodowe, odpowiedział, że będzie to zależeć od Boniego, który jest organizatorem spotkania.

ZNP domaga się zwiększenia nakładów na oświatę, podniesienia wynagrodzeń nauczycieli do 2010 roku o 50 proc., utrzymania dotychczasowych uprawnień emerytalnych dla nauczycieli, zgodnie z którymi mogą przejść oni na emeryturę po 30 latach pracy niezależnie od wieku. Związek przeciwny jest także ewentualnym planom likwidacji ustawy Karta Nauczyciela.

We wtorek ma być przeprowadzony w szkołach, przedszkolach i innych placówkach oświatowych jednodniowy ogólnopolski strajk organizowany przez ZNP. Według związkowców, chęć udziału w nim zadeklarowało około 70 proc. placówek.
oferty pracy w Niemczech

niedziela, 22 czerwca 2008

Polscy pracownicy nie zawsze mile widziani

Brytyjczycy coraz częściej wyładowują swoją frustrację na Polakach, bo nie wytrzymują konkurencji na rynku pracy, informuje „Rzeczpospolita”.

„Rzeczpospolita” podaje przykład Michała Kasztelana, który został pobity w centrum Edynburga tylko dlatego, że jest Polakiem. Trzech kopiących go mężczyzn wrzeszczało, że zabiera im pracę. Poszkodowany jest stolarzem z Wrocławia, mieszka w Szkocji prawie trzy lata. Przyjechał, bo zarobki w kraju nie pozwalały mu na godne życie. W Wielkiej Brytanii wiedzie mu się znacznie lepiej.

„Rzeczpospolita” podaje, że wszystkich przestępstw popełnionych przeciw Polakom w Londynie i okolicach było aż 4494. Według policji w Londynie od grudnia 2006 r. do listopada 2007 r. z powodu uprzedzeń narodowościowych dokonano 48 napadów na Polaków. Wiktor Moszczyński z organizacji Zjednoczenie Polskie, autor raportu „Hate-Crimes against Poles in UK in 2007”, lokalnej opisał ponad 50 przypadków napaści na Polaków. Twierdzi, że tego rodzaju przypadki zdarzają się w małych miejscowościach lub na terenach wiejskich. Jego zdaniem rasistowskich aktów przemocy było znacznie więcej: „ Można przypuszczać, że tego rodzaju aktów przemocy było więcej, ale ofiary – z powodu słabej znajomości języka i przepisów – nie poinformowały policji o pobudkach napastników”.
e-lokaty

Tags:

środa, 18 czerwca 2008

Pracownicy, którzy dyktują warunki

Ponad 56 tys. ofert pracy czekało w pierwszym kwartale na specjalistów. Okazuje się, że to o jedną czwartą więcej niż rok wcześniej.

Finanse i bankowość oraz ubezpieczenia należą do branż, w których można mówić o rynku pracownika, a firmy muszą się dostosować do rosnących wymagań kandydatów do pracy - wynia z najnowszych danych portalu Pracuj.pl. Nie dziwi fakt, że firmy proponują kandydatom wycieczki do egzotycznych krajów i wysokie premie. W pierwszych trzech miesiącach chętni do pracy w finansach mogli przebierać wśród prawie 7 tysięcy ofert zamieszczonych na Pracuj.pl. To o połowę więcej niż rok wcześniej.

Najwięcej ofert pracy nadal znajduje się w handlu i sprzedaży. Liczba ofert zamieszczanych w sieci przez firmy z tej branży wzrosła w ciągu roku o ponad połowę, do ponad 12 tysięcy. Specjaliści szacują, że niedobór pracowników w tej branży wynosi ok. 10 proc. Firmy zatrudniają coraz częściej pracowników tymczasowych.
wigilia

Tags:

wtorek, 17 czerwca 2008

Strajk w izbie wytrzeźwień

Strajk włoski rozpoczął się w Miejskim Ośrodku Zapobiegania Uzależnieniom w Przemyślu, w jego skład wchodzi m.in. izba wytrzeźwień. Pracownicy domagają się 250 zł brutto podwyżki. Od północy znacznie ograniczyli wykonywanie swoich obowiązków, nie wypełniają dokumentacji, nie pobierają opłat za pobyt w izbie wytrzeźwień oraz nie przyjmują w depozyt przedmiotów pacjentów. Ponadto - jak zapowiadają - dział administracyjny nie będzie sprzątany. Przedstawiciele zakładowej Solidarności, przekonują, że strajk na razie nie jest uciążliwy dla pacjentów ale dla administracji. Od północy, od kiedy trwa protest, do izby wytrzeźwień przyjęto 4 pacjentów.

Pod koniec kwietnia pracownicy otrzymali propozycję premii od maja do końca roku w wysokości ok. 70 zł brutto, ale jej nie przyjęli. Dyrekcja przemyskiego Ośrodka odpowiada, że jest on jednostką samorządową, finansowaną przez miasto i w obecnej chwili nie ma środków na podwyżki w żądanej wysokości.

Średnie miesięczne wynagrodzenie w tej placówce wynosi około 900 - 1 tys. zł netto.

porównanie lokat

Tags:

sobota, 14 czerwca 2008

Stanowiska dla każdego

Rząd chce zlikwidować Państwowy Zasób Kadrowy, a stanowiska dyrektorów włączyć do systemu Służby Cywilnej. Rada Ministrów przyjęła nowelizację ustawy o Służbie Cywilnej, informuje "Gazeta Prawna".

Jak pisze "Gazeta Prawna" nowelizacja ustawy o Służbie Cywilnej likwiduje Państwowy Zasób Kadrowy. Wyższe stanowiska, czyli dyrektorów generalnych, dyrektorów departamentów i ich zastępców będą znowu włączone do systemu Służby Cywilnej. Od 2006 roku obejmowali je w drodze powołania członkowie państwowego zasobu kadrowego.

Po uchwaleniu nowelizacji wyższe stanowiska będą obsadzane w drodze naboru otwartego dla wszystkich spełniających kryteria określone w ustawie. Oznacza to, że nie będą one zarezerwowane tylko dla urzędników administracji rządowej. Komisja będzie wyłaniać trzech najlepszych kandydatów, z których szef urzędu czy dyrektor generalny będzie mógł wybrać tego, którego chce zatrudnić.

Jednak członkowie korpusu Służby Cywilnej, posiadający odpowiednie kwalifikacje i przygotowanie zawodowe, będą mogli obejmować wyższe stanowiska- z wyjątkiem dyrektora generalnego urzędu - w drodze awansu wewnętrznego.

Prawie 40 prezesów i szefów urzędów centralnych oraz agencji również będzie wybieranych w podobny sposób, jak dyrektorzy Służby Cywilnej. Dotychczas także oni byli powoływani spośród członków PZK. W ustawach regulujących zasady funkcjonowania poszczególnych urzędów, agencji i funduszy wprowadzono minimalne wymagania dla kandydatów na szefów. Na przykład dyrektor generalny dróg krajowych i autostrad, prezes ZUS czy KRUS musi mieć sześcioletni staż pracy, w tym trzyletni na stanowisku kierowniczym w jednostkach sektora finansów publicznych.

Ponadto nowelizacja powołuje szefa Służby Cywilnej podlegającego bezpośrednio premierowi. Będzie on wybierany spośród osób, które mają m.in. wyższe wykształcenie, co najmniej dziesięcioletni staż pracy w jednostkach sektora finansów publicznych, pięcioletnie doświadczenie na stanowisku kierowniczym oraz przez ostatnie pięć lat nie były członkiem partii politycznej.
Gryfów Śląski

czwartek, 12 czerwca 2008

Problem z monitoringiem w firmach

Przepisy dotyczące ochrony dancych osobowych funkcjonują od dawna. Ciagle brakuje szczegółowych przepisów dotyczących monitoringu za pomocą kamer video m.in. w firmie. Niektórzy eksperci uważają, że powinna zostać uchwalona odrębna ustawa. Inni, że problem można rozwiązać w wewnętrznym regulaminie przedsiębiorstwa. O sprawie pisze "Rzeczpospolita".

Przepisów o monitoringu nie ma w opracowanej w Kancelarii Prezydenta noweli ustawy o ochronie danych osobowych. Eksperci widzieliby w takiej specjalnej ustawie zakaz monitoringu w przebieralniach, na basenach, czy w toaletach. Potrzebne jest też uregulowanie dotyczące np. prawa wglądu do zbioru danych (nagrań z monitoringu).

Polacy powinni skorzystać z doświadczeń zagranicznych. Czeski rzecznik zakazał umieszczania kamer na klatkach schodowych, gdyż umożliwiały filmowanie wejść do mieszkań, naruszając tym samym prawo do prywatności mieszkańców.

Duże firmy już teraz w swoich regulacjach wewnętrznych określają, co wolno pracownikom w zakresie dysponowania sprzętem zakładu pracy i jak daleko mogą się posunąć pracodawcy w ich obserwacji. Przepisy w innych krajach Unii Europejskiej określają, kiedy można wprowadzić kamery w miejscu pracy (m.in. zapewnienie bezpieczeństwa, kontrola produkcji), gdzie nie można ich instalować i jak wykorzystać zebrane za ich pomocą informacje. Monitoring w pracy podlega też kontroli urzędników.
oferty pracy w Danii

środa, 11 czerwca 2008

Otyłych nie przyjmujemy

Jeżeli ktoś ma nadwagę to oznacza, że się objada, jest leniwy, nie chce mu się pracować. Natomiast osoba szczupła z pewnością jest bardziej dynamiczna, energiczna i narzuca sobie pewną dyscyplinę. Taki schemat myślenia zdaje się dominować w społeczeństwie i oczywiście na rynku pracy.

Szefowie zapominają o uwarunkowaniach genetycznych, chorobach i terapiach będących przyczyną nadwagi. Kierują się stereotypami, które często dyskryminują wartościowych pracowników.

- Aktualnie żyjemy w kulturze, w której nasz wygląd jest ważnym elementem w procesie oceny nas jako osób. W procesie percepcji drugiej osoby często popełniamy błąd zwany „efektem aureoli”, który polega na tym że jeśli osoba jest dla nas atrakcyjna często przypisujemy jej inne pozytywne cechy jak na przykład wysoka inteligencja, czy otwartość na ludzi, choć obiektywnie nie wiemy czy dana osoba te cechy posiada – tłumaczy Dominika Deka, Corporate Human Resources Specialist w firmie VTS HQ Sp. z o. o.

- W procesie szukania pracy wygląd jest jednym z czynników, który wpływa na wrażenie jakie wywieramy na osobach decyzyjnych. Wiele zależy od charakteru pracy. Czasem wysoka reprezentacyjność jest preferowana, czasem stanowisko wymaga innych kompetencji i wygląd jest zupełnie nieistotny. Sytuacja osób otyłych jest często uzależniona od indywidualnych preferencji i stylów poznawczych osoby oceniającej. To od poziomu jej świadomości zależy, na ile podda się przedświadomym uprzedzeniom, a na ile skupi się na konkretnych wymaganiach odnośnie wiedzy i kompetencji potrzebnych na danym stanowisku - dodaje.

Chociaż w Polsce nie przeprowadzono badań dotyczących dyskryminacji otyłych przez potencjalnych pracodawców, czy też osób już zatrudnionych w zakładach pracy, wiele osób zmaga się z tym problemem na co dzień. Powszechnie sądzi się, że takie sytuacje, jak również inne formy dyskryminacji oraz naruszania praw pracowników, częściej zdarzają się w małych firmach. Przejawem dyskryminacji może być nawet wymóg załączenia zdjęcia do dokumentów aplikacyjnych.
przepisy kulinarne

Tags:

Pracownicy tymczasowi doceniani

Są dobrze wykształceni i dynamiczni. Pracują w działach prawnych, finansowych, marketingowych. Tacy są dziś pracownicy tymczasowi, pisze "Puls Biznesu".

— Zmienia się struktura osób zatrudnianych przez firmy tymczasowo — z pracowników fizycznych na umysłowych, ponieważ współczesna gospodarka w coraz większym stopniu opiera się właśnie na wiedzy — mówi "PB" Tomasz Szpikowski, prezes zarządu Work Service. Jego zdaniem już 60 proc. wszystkich „czasowników” to ludzie z wyższymi kwalifikacjami, sprawdzający się np. w biurze.

Jak pisze "PB" Zbigniew Mucha, dyrektor regionu północnego Adecco Poland, wyróżnia trzy kategorie pracowników tymczasowych. Pierwsza — to osoby zatrudniane przy produkcji, np. w przemyśle spożywczym lub motoryzacyjnym. Druga — to tzw. białe kołnierzyki, a więc ludzie z dość dobrym wykształceniem, którzy na przykład są zatrudniani jako konsultanci w call centers lub jako pracownicy do prac biurowych w tzw. back office. Wreszcie trzecia grupa — to wysoko wykwalifikowani specjaliści.

— Z fachowców tworzymy grupy eksperckie, a następnie delegujemy ich do różnych projektów, które zlecają nam nasi klienci — informuje dyrektor Mucha.

Jak zauważa Tomasz Szpikowski, ostatnio popularny jest tzw. pracoserwis. Usługa obejmuje poszukiwanie „czasowników”, doradztwo i outsourcing personalny. Ten ostatni polega na przekazaniu odpowiedzialności za wykonaną pracę wyspecjalizowanym w danym obszarze partnerom zewnętrznym.

— Pracodawcy są zadowoleni z tej formy outsourcingu, ponieważ nie muszą zajmować się tym, co nie stanowi istoty ich działalności biznesowej — wyjaśnia "PB" prezes Work Service.

Inną zaletą takiego rozwiązania jest możliwość ograniczenia liczebności działów HR, co dla firm może oznaczać spore oszczędności.

— Odchodzi wówczas obowiązek prowadzenia akt osobowych, rozliczania PIT-ów, rejestracji ZUS, monitorowania i rozliczania absencji chorobowych — wyjaśnia Tomasz Szpikowski.

Kolejna nowość dotyczy wielkości firm, które korzystają z pracowników czasowych. Do niedawna były to głównie przedsiębiorstwa duże. Dzisiaj coraz częściej są to firmy małe i średnie. Jacek Karczewski, szef sopockiej agencji Karczewski Doradztwo Personalne, tłumaczy to rosnącą świadomością ekonomiczną pracodawców.

— Kiedy kontrakty są coraz krótsze — kilkumiesięcznie lub kilkutygodniowe — trzeba szukać bardziej elastycznych form zatrudnienia. W końcu nikt nie ma pewności, jak długo potrwa obecna koniunktura — stwierdza ekspert.
ranking lokat

Tags:

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Pocztowcy skłonni do kompromisu

Do kompromisu trzeba ustępstw z obu stron. Po stronie dyrekcji ich nie widać. Za 500 zł podwyżki bylibyśmy skłonni zrezygnować ze strajku - w TVN CNBC Biznes szef Solidarności Poczty Polskiej Bogumił Nowicki.
Rozmowy związkowców Poczty Polskiej z dyrekcją trwają już kilka miesięcy, a efektów jak nie było, tak nie ma. Strajk pocztowców jest już niemal pewny. Mimo to związkowcy zarzekają się, że wciąż mają nadzieję na porozumienie. - Tylko że do kompromisu potrzebne są ustępstwa po obu stronach. A stanowisko dyrekcji nie zbliża się nawet odrobinę do naszego - mówił Nowicki. - Mam wrażenie, że ktoś nas podkręca do strajku, by mieć pretekst do dalszej komercjalizacji Poczty Polskiej - mówił Nowicki.

Szef Solidarności pocztowców ma nadzieję, że wyznaczona data strajku (21 kwietnia - od red.) zdynamizuje rozmowy i doprowadzi rozmowy do pomyślnego końca. - Za podwyżkę w wysokości 500 zł skłonny byłbym zaryzykować, narazić się kolegom i podpisać porozumienie - stwierdził Nowicki. Pierwotnie pocztowcy domagali się 700 zł podwyżki.

12% emigrantów chce wrócić

Z Wielkiej Brytanii i Irlandii może wrócić w tym roku do kraju dwa razy więcej polskich emigrantów niż w ubiegłym roku. Główną przyczyną powrotów, jak pisze "Gazeta Wyborcza" jest tęsknota.

Z badań, które przeprowadził Interaktywny Instytut Badań Rynkowych (IIBR) wynika, że w tym roku powrót do kraju planuje dwa razy więcej Polaków przebywających w Wielkiej Brytanii i Irlandii niż w roku ubiegłym. Chęć powrotu zadeklarowało 12 proc. badanych (w 2007 r. - tylko 6 proc). Wciąż jednak trzy czwarte badanych nie zamierza wracać do kraju w ciągu najbliższego roku, a 50 proc. - w ciągu następnych kilku lat.

Główną przyczyną powrotu do kraju jest tęsknota za Polską i najbliższymi. Tak odpowiedziało 35 proc. - Nieliczne powroty do kraju sprawiają, że małżeństwa nie mają wspólnych tematów, dzieci stają się jakby obce, a nawet kochany pies zaczyna szczekać na swego pana - mówi prof. Jacek Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.

Prawie jedna trzecia deklarujących chęć powrotu - zwłaszcza młodzi - chce wracać, bo uważa, że w kraju czekają na nich znacznie większe możliwości rozwoju. - Nie wszystkim Polakom udało się zdobyć ciekawą pracę, a coraz więcej osób ma problemy z dobrymi ofertami. Nie każdy chce pracować na zmywaku czy brać ciężkie, fizyczne prace - uważa prof. Witold Kieżun, ekonomista z WSPiZ im. Leona Koźmińskiego. - Poza tym Rumuni, Bułgarzy, a nawet Litwini coraz częściej biorą te same prace co Polacy, ale za połowę stawki. Jeżeli budowlaniec czy ochroniarz ma pracować za 800 funtów, to woli znaleźć taką samą pracę w Polsce.

20 proc. do powrotu skłaniają względy osobiste, najczęściej związane z decyzją o założeniu lub o powiększeniu rodziny, oraz potrzeba stabilizacji. - Po latach wiele w ich życiu się zmieniło - mówi prof. Wódz. - Tam, na miejscu musieli podjąć najważniejsze życiowe decyzje: czy wziąć ślub, czy decydować się na dzieci. Rodzice zrozumieli, że jeśli poślą dzieci do angielskich szkół, to ciężko będzie im się odnaleźć w Polsce.

Tylko 13 proc. stwierdziło, że o ich powrocie zdecyduje słabnący funt, choć zdaniem ekspertów ten powód odgrywa coraz większą rolę. - Wyjeżdżając przed kilkoma laty, Polacy zarabiający 1 tys. funtów mieli w przeliczeniu prawie 7 tys. zł. Dziś nie mają nawet 5 tys. zł - wylicza główny ekonomista PricewaterhouseCoopers prof. Witold Orłowski. - Poza tym gdy wyjeżdżali, w Polsce nie było pracy. Dziś większość firm w Polsce chętnie zatrudni fachowców powracających z zagranicy.No i w Polsce także można zarobić podobne pieniądze. Do tego dochodzi trzy razy droższe życie i utrzymanie na Wyspach. Wielu Polaków zacznie to przeliczać i wybierze powrót.

7 proc. zadeklarowało negatywny stosunek do Wysp i ich mieszkańców. Wielu Polaków wbrew pierwotnemu optymizmowi ma kłopoty z integracją na Wyspach. - Początkowo naszym rodakom wydawało się, że na Wyspach wszystko jest fajne - potwierdza dr Marek Szopski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. - Ale teraz powoli zdają sobie sprawę, że relacje międzyludzkie są tam inaczej skonstruowane, np. Anglicy narzekają na Polaków, że ci są za głośni, bo robią imprezy w domach. W Anglii, jeśli ktoś chce sobie pokrzyczeć, idzie do pubu lub na stadion. Polacy nie przeskoczą pewnych barier, zwłaszcza klasowych. Polacy dobrze się czują, ale w polskich enklawach i tylko tam.
praca Dublin

Tags:

niedziela, 8 czerwca 2008

Urzędnicy zyskają dodatkowy urlop?

Powstanie rejestr członków służby cywilnej, urzędnicy odzyskają prawo do dodatkowego urlopu, a egzamin na urzędnika mianowanego nie będzie sprawdzał predyspozycji kierowniczych, pisze "Gazeta Prawna".

Jeszcze w tym miesiącu rząd ma przyjąć projekt nowelizacji ustawy o służbie cywilnej oraz zmianie innych ustaw. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów kończy właśnie uzgodnienia międzyresortowe nowelizacji.

Ministerstwa i urzędy centralne zgłosiły ponad 500 uwag, a Kancelaria Premiera zamierza uwzględnić kilkanaście z nich. Jedną z nich jest prawo do dodatkowego dnia urlopu. Będzie on przysługiwał co roku urzędnikom służby cywilnej po pięciu latach pracy w administracji. Maksymalny jego wymiar nie będzie mógł przekroczyć 12 dni.

Ponadto podczas postępowania kwalifikacyjnego na urzędnika mianowanego nie będą badane predyspozycje kierownicze. Ministerstwo Skarbu Państwa argumentuje, że wymóg ich posiadania utrudnia postępowania. Jednak z drugiej strony komisje przeprowadzające nabór na kierownicze stanowiska nie będą musiały sprawdzać umiejętności kierowniczych urzędników służby cywilnej. Ani egzamin na urzędnika, ani procedura naboru nie zweryfikują więc, czy dana osoba potrafi zarządzać ludźmi i projektami.
oferty pracy w Irlandii

sobota, 7 czerwca 2008

Inspektorzy nie próżnują

Mandaty nakładane przez PIP wzrosły średnio o 429 zł. Najczęściej karane są firmy budowlane, sklepy i zakłady przemysłowe. Sąd może uchylić mandat, jeśli uzna, że pracodawca nie popełnił wykroczenia.

W I półroczu 2007 roku średnia wysokość mandatu, jaki na pracodawców nałożyli inspektorzy PIP, wyniosła 684 zł. W drugim już 1113 zł. Tak drastyczny wzrost kar wynika z tego, że od 1 lipca 2007 r. maksymalna wysokość grzywien w postępowaniu mandatowym, jakie inspektorzy pracy mogą nakładać na pracodawców, wzrosła z 1 do 2 tys. zł. Dodatkowo pracodawcy co najmniej dwukrotnie ukarani za wykroczenie przeciwko prawom pracownika mogą zapłacić nawet 5 tys. zł, jeśli w ciągu dwóch lat od ostatniego ukarania znów popełnią takie wykroczenie.

W opinii PIP nakładanie mandatów to skuteczna metoda walki z łamaniem praw pracowniczych. Dlatego w 2007 roku inspektorzy nałożyli 21,5 tys. takich kar. Rok wcześniej 23,6 tys. Wtedy też mandaty otrzymało aż 85 proc. pracodawców, wobec których PIP wszczęła postępowanie w sprawie naruszenia praw pracowniczych.

Co roku PIP przeprowadza kontrole w 50-70 tys. firm. Najczęściej sprawdzane są zakłady przetwórstwa przemysłowego, placówki handlowe oraz firmy budowlane. To one też najczęściej łamią prawa pracowników. W 2007 roku trzy na cztery mandaty nakładane przez PIP dotyczyły właśnie tego typu firm.

- Kontrole w handlu nasilone są zwłaszcza w okresie przedświątecznym. W same święta nie otwieramy sklepów, bo wiemy, że do PIP dzwonią nawet zwykli klienci i zgłaszają naruszenie zakazu pracy w te dni - mówi Beata Wesołowska, współwłaścicielka delikatesów Beta z Warszawy.

W związku ze wzrastającą liczbą wypadków na budowach oraz przygotowaniami do Euro 2012 w tym roku zwiększy się liczba kontroli w firmach budowlanych. Z możliwością wizyty inspektora pracy, o każdej porze dnia i nocy, musi jednak liczyć się każdy pracodawca.
Luxemburg

Tags:

czwartek, 5 czerwca 2008

Stacje benzynowe zarobiły na zakazie

Wygląda na to, że przyzwyczailiśmy się do zamkniętych w święta sklepów. Zakupy jednak i tak robimy - na stacjach benzynowych.

Posłowie PiS, lewicy, Samoobrony, LPR oraz PSL wprowadzili zakaz pracy w 12 dni roku w trosce o kobiety, które pracując w święta w sklepach, pozbawione są kontaktu z rodziną. Pierwszym dniem obowiązywania nowych przepisów był 1 listopada ubiegłego roku.

Dziś już wiadomo, kto na zakazie pracy w święta zarobił. - W dni świąteczne nasze stacje odnotowują ok. 20-proc. wzrost obrotów w porównaniu ze sprzedażą w dni powszednie - twierdzi Marcin Zachowicz z Grupy Lotos.

W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele innych sieci sprzedających paliwa. Ich zdaniem w dni świąteczne szczególnie dobrze schodzą napoje - czytaj: alkohol - oraz słodycze.

- Byłem w niedzielę koło 8 rano na stacji na warszawskiej Ochocie. Była kolejka, mimo że sprzedawały trzy osoby. Nikt przy mnie nie kupował paliwa. Wszyscy wódkę albo piwo - opowiada nasz czytelnik.

Co ciekawe, stacje w święta działają tylko dzięki liberalnemu podejściu Państwowej Inspekcji Pracy. Przepisy są jednoznaczne - stacje tego dnia powinny być zamknięte. PIP przymyka na to oczy, twierdząc, że "stacje paliw należy zaliczyć do placówek usługowych wykonujących prace konieczne ze względu na ich użyteczność społeczną i codzienne potrzeby ludności". A tych zakaz pracy w święta nie dotyczy.
pomysł na obiad

środa, 4 czerwca 2008

Prezes państwowej spółki zarobi więcej

Ministerstwo skarbu przygotowuje projekt rozporządzenia do ustawy kominowej, która reguluje pensje menedżerów w spółkach Skarbu Państwa. Wg projektu pensje prezesów spółek, w których udział Skarbu Państwa wynosi powyżej 50 proc., mogą się zrównać z wynagrodzeniami szefów spółek giełdowych, czy banków komercyjnych.

Zgodnie z obowiązującą ustawą kominową, pensja menedżera w spółce Skarbu Państwa wynosi maksymalnie sześciokrotność przeciętnego wynagrodzenia (w spółkach z większościowym udziałem SP) lub jego czterokrotność (w spółkach kontrolowanych pośrednio przez SP).

W 2006 roku średnia dla szefów spółek giełdowych - uwzględnionych w rankingu gazety giełdy "Parkiet" - wyniosła ok. 630 tys. zł rocznie (52 tys. zł miesięcznie). Przeciętny pracownik musiałby więc pracować przez 21 lat, aby osiągnąć średni roczny poziom wynagrodzenia prezesa.

Minister skarbu Aleksander Grad chce, żeby wynagrodzenia zarządów spółek Skarbu Państwa były ustalane przez rady nadzorcze. Ich wysokość ma zależeć m.in. od sytuacji finansowej danej spółki oraz od tego, czy realizuje ona projekty prywatyzacyjne, inwestycyjne, prorozwojowe. Wówczas - jak uważa minister Grad - wynagrodzenia prezesów spółek Skarbu Państwa mogą być "porównywalne do istniejących na rynku".

- Dotychczasowe nierynkowe traktowanie spółek Skarbu Państwa przyczyniło się do wynagradzania członków zarządu poprzez zakładanie spółek zależnych oraz generowanie dodatkowych kosztów w tych spółkach. Zauważyliśmy też duży wzrost nakładów w spółkach Skarbu Państwa na różnorakie doradztwo zewnętrzne - powiedział minister.

Zdaniem głównego ekonomisty PricewaterhouseCoopers Witolda Orłowskiego, ograniczenia wzrostu pensji nie służą rozwojowi przedsiębiorstw. Ekspert jednak ma wątpliwości, czy nowelizacja przyczyni się do ściągnięcia lepszych menedżerów do spółek Skarbu Państwa.

- Bardziej prawdopodobne jest to, że pensje prezesów firm państwowych zbliżą się do zarobków firm prywatnych działających w analogicznym sektorze, a nie na przykład szefów banków komercyjnych - uważa Orłowski.
oferty pracy w Szkocji

wtorek, 3 czerwca 2008

Rosnące pensje grożą inflacją

Mamy zaskakujący wzrost płac. Jak tak dalej pójdzie, to za płacami zacznie podążać inflacja - powiedział w Radiu PiN wiceminister finansów Stanisław Gomułka.

- Gdyby wzrost się powtórzył przez kilka miesięcy, to zamiast spadku inflacji w drugiej połowie możemy mieć do czynienia z przyspieszeniem - powiedział Gomułka w Radiu PIN. Jego zdaniem istnieje ryzyko, że inflacja w tym roku będzie wyższa niż 3,5 proc. - Zakładamy, że inflacja w przyszłym roku będzie niższa niż w roku bieżącym. (...) Dużym obszarem ryzyka jest sytuacja na rynku pracy, bardzo duża presja płacowa - dodał.

Gomułka nie przewiduje obniżki akcyzy, by pomóc RPP w walce z inflacją. - Nawet, gdyby doszło do obniżki akcyzy, to wpływ takiej obniżki będzie bardzo znikomy dla ogólnego wskaźnika inflacji - stwierdził. - Oczekujemy, że cel inflacyjny będzie spełniony - dodał.

Wysoki wzrost produkcji, o 14,9 proc. rok do roku w lutym, nie zaskoczył Gomułki. - Dla mnie nie było to zaskoczenie, bo w zeszłym roku nadal nakłady inwestycyjne rosły w bardzo wysokim tempie, popyt konsumpcyjny rośnie szybko. Bardzo silny wzrost płac i popyt krajowy - to się musi przełożyć na wzrost produkcji - powiedział.

Jego zdaniem, tempo wzrostu PKB w pierwszym kwartale będzie wysokie, może być nawet około 6 proc., a dynamika produkcji przemysłowej w marcu znacznie się obniży. - Na produkcję w lutym wpłynęły dwa czynniki: luty był wyjątkowo długi i ciepły. W marcu mamy Święta Wielkanocne i jest chłodniej. W marcu bym oczekiwał dużo niższego tempa wzrostu niż około 15 proc. - powiedział.

poniedziałek, 2 czerwca 2008

Ulga antyrodzinna?

Ulga podatkowa na dzieci miała być dowodem polityki prorodzinnej. Tymczasem biedne rodziny mogą na niej stracić. Ulga spowoduje wzrost dochodów rodzin, które z tego tytułu mogą stracić zasiłki rodzinne.

"Gazeta Wyborcza" opisuje przypadek rodziny z Kielc, której kompletnie nie opłacało się zastosowanie ulgi na dzieci.

Małżeństwo to ma dwójkę małych dzieci. Kobieta nie pracuje, jej mąż zarabia 2 tysiące złotych "na rękę". Miesięczny dochód na członka rodziny jest więc niższy niż 504 złote, a to uprawnia do pobierania zasiłku rodzinnego z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Kielcach. Rocznie to 1056 złotych.

Podatek dochodowy płacony w ciągu roku przez tę rodzinę wynosi 750 złotych. Mogliby odzyskać te pieniądze pod warunkiem zastosowania ulgi na dzieci. Jednak wtedy zaoszczędzona kwota zostałaby doliczona do dochodu rodziny. A to oznacza utratę zasiłku rodzinnego, bo dochód byłby już większy od 504 złotych na osobę. Króko mówiąc - tej rodzinie z Kielc zupełnie nie opłaca się stosowanie ulgi prorodzinnej. Dlatego ojciec złożył w urzędzie skarbowym korektę zeznania PIT, w której wyliczył podatek bez ulgi.

niedziela, 1 czerwca 2008

Policjant stracił pracę, bo po pijaku wjechał do rowu

30-letni policjant z Giżycka, który spowodował po pijanemu kolizję drogową, został w trybie natychmiastowym zwolniony ze służby - poinformowała rzeczniczka warmińsko-mazurskiej policji Anna Siwek.

Decyzję taką podjął komendant powiatowy policji w Giżycku.

Policjant z ośmioletnim stażem, pełniący na co dzień służbę na stanowisku pomocnika oficera dyżurnego, spowodował kolizję, jadąc po służbie oplem z Mikołajek do Mrągowa. Z ustaleń wynika, że policjant stracił panowanie nad autem. Samochód wjechał do rowu i dachował. Funkcjonariusz miał w wydychanym powietrzu ponad 2 promile alkoholu.

Kierowca ma niegroźne potłuczenia. Po przesłuchaniu został zwolniony do domu. Lekarz nie zezwolił na osadzenie go w policyjnej celi.

30-latek - poza poniesieniem konsekwencji służbowych - stanie także przed sądem. Grozi mu kara do 2 lat pozbawienia wolności.
praca za granicą

Agencja pomaga wyspecjalizowanym imigrantom znaleźć pracę

W North East otwarta została agencja rekrutacyjna pomagająca wysoko wykwalifikowanym Europejczykom znaleźć pracę w zawodzie. Agencja skupiła się na wypełnianiu luki kadrowej w takich dziedzinach jak: motoryzacja, produkcja i petrochemia. Wykształcenie w tych branżach jest mało popularne w Wielkiej Brytanii, ale częste u pracowników ze wschodniej Europy.

Dyrektor oddziału w Sunderland, Matthew Goforth twierdzi, że firma ma oferty dla utalentowanych mechaników. Po zamieszczeniu ogłoszenia w Polsce zgłosiło się 350 osób, w ciągu zaledwie 2 godzin. W Wielkiej Brytanii takie umiejętności prawie nie istnieją.

Agencja zaczęła poszukiwać pracowników na Wschodzie już w 2004 roku, kiedy to Polska przystąpiła do Unii Europejskiej. Wielu pracowników rekrutowanych jest z Polski, ale firma zdaje sobie sprawę, że jest wielu wykwalifikowanych pracowników na miejscu w North East, których potencjał nie jest odpowiednio wykorzystywany.

Polacy w Wielkiej Brytanii często podejmują pracę jakąkolwiek tylko dlatego że jest lepiej płatna niż w Polsce. Agencja ukierunkowała się teraz na 250 tysięcy pracowników w North East oraz na tych którzy rozpatrują możliwość powrotu do domu.

Polka Ewelina Sińska pracowała jako recepcjonistka w hotelu w Newcastle kiedy trafiła na Staff Finders. Jej zdaniem w Polsce nie jest powszechna znajomość języków obcych, dlatego ona, znająca angielski i szwedzki, nie jest typowym przykładem imigranta szukającego pracy.

Marta Rzepecka z North East Polish Community Association twierdzi, że większość agencji szuka pracowników do prostych nieskomplikowanych prac w fabrykach, hotelach czy restauracjach. Bardzo trudno jest Polakom szukać pracy na anglojęzycznych stronach internetowych, dlatego najczęściej szukają ofert na polskich portalach i w gazetach.

sobota, 31 maja 2008

Prawie pewny problem

Ani polski rząd, ani samorządy nie zrealizowały jeszcze żadnego projektu przy udziale prywatnego kapitału. Jednak rząd obiecuje, że to się zmieni.

Pomysł wydaje się banalny. Samorząd wskazuje inwestora, który za własne pieniądze buduje obiekt użyteczności publicznej. Pieniądze są mu zwracane z budżetu w ratach, a samorząd dzieli się z nim późniejszym zyskiem z inwestycji. Tyle że na taki model współpracy zwany partnerstwem publiczno-prywatnym nie chcą się godzić się ani samorządy, ani firmy prywatne. Powód? Przed realizacją projektu trzeba przeprowadzić szczegółowe i kosztowne analizy, na które nie stać nawet tak dużego miasta jak Warszawa. W efekcie, choć ustawa o partnerstwie publiczno-prywatnym weszła w życie ponad dwa lata temu, do dziś nie zrealizowano ani jednego projektu. Dzięki nowym przepisom szykowanym przez Ministerstwo Gospodarki ma się to jednak zmienić. – Wstępny projekt ustawy o PPP będzie gotowy za trzy tygodnie – zapowiada Adam Szejnfeld, wiceminister gospodarki. – Nie trzeba już będzie robić bardzo szczegółowych analiz i dogłębnie szacować ryzyka planowanych inwestycji.

Kiedy konkretnie ustawa wejdzie w życie, Szejnfeld nie umie powiedzieć. Wiadomo za to, że za trzy miesiące powstanie Centrum PPP – jednostka pozarządowa, która będzie promować partnerstwo publiczno-prywatne, czyli organizować szkolenia i tworzyć wzorcowe umowy. – Podobne organizacje działają na Zachodzie, gdzie PPP stanowi ważny filar rozwoju państwa, na przykład w Wielkiej Brytanii czy USA – mówi Christian Schnell z Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej, jeden z twórców Centrum. Mają się w nim znaleźć między innymi Jerzy Hausner oraz profesor prawa Michał Kulesza.

W Wielkiej Brytanii zrealizowano już 600 projektów typu PPP o wartości 53 miliardów euro. Przy udziale prywatnego kapitału szkoły, tunele, mosty, szpitale budują lub modernizują Niemcy i Czesi. W Polsce dzięki PPP można wybudować praktycznie wszystko oprócz autostrad i budynków na Euro 2012, bo budowy tych obiektów nie mogą być – jak mówi prawo – współfinansowane przez firmy prywatne. To ustawowy bubel. Jeśli nie zostanie zmieniony, będziemy się cieszyć nową ustawą, ale te najważniejsze inwestycje wciąż będą stać w miejscu.

piątek, 30 maja 2008

Rekord - pracę ma już 15,6 mln osób

W Polsce pracuje obecnie prawie 15,6 mln osób i jest to najlepszy wynik od 1989 roku, informuje "Gazeta Prawna".

Od momentu przystąpienia Polski do UE firmy stworzyły prawie 2,1 mln nowych miejsc pracy. Po raz pierwszy od dziewięciu lat zmniejszyła się liczba osób pracujących na podstawie umów na czas określony.

Z najnowszych danych GUS wynika, że w latach 2004-2007 firmy działające w Polsce stworzyły 2,07 mln nowych miejsc pracy. Przeczy to obiegowej opinii, że wyłącznie emigracja przyczyniła się do spadku wskaźnika bezrobocia.

Poprawiająca się sytuacja na rynku pracy powoduje też, że firmy, zabiegając o pracowników, coraz chętniej zatrudniają ich na podstawie umów na czas nieokreślony. W 2007 roku po raz pierwszy od 1998 roku zmniejszyła się liczba osób pracujących na podstawie czasowych kontraktów. Nadal jednak w Polsce ponad 14,4 mln osób jest biernych zawodowo, tj. ani nie pracuje, ani nie szuka pracy. Połowa z nich jest w wieku produkcyjnym. Polsce wciąż daleko do założonego w tzw. Strategii Lizbońskiej 70-proc. wskaźnika zatrudnienia.

GUS, który od początku lat 90-tych prowadzi Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL), wskazuje, że w Polsce pracuje (dane za IV kwartał 2007 r.) 15,54 mln osób. To ponad 2 mln więcej niż w I kwartale 2004 r., tj. tuż przed naszym przystąpieniem do UE. Tylko raz w historii tych badań - w sierpniu 1998 r. - liczba pracujących osiągnęła obecny poziom. Dzięki powstającym miejscom pracy w ostatnich czterech latach ponaddwukrotnie zmniejszyła się liczba bezrobotnych i wskaźnik bezrobocia. Na początku 2004 roku osób bez pracy było 3,5 mln, a bezrobocie wynosiło 20,7 proc. Na koniec ubiegłego roku ich liczba spadła do 1,45 mln, a bezrobocie do 8,5 proc.

Miejsca pracy powstają też w branżach najbardziej pożądanych w nowoczesnej gospodarce. W usługach pracuje obecnie 8,51 mln osób, a w przemyśle 4,86 mln. Cztery lata temu takich osób było odpowiednio 7,35 mln i 3,83 mln. W tych dwóch sektorach firmy stworzyły więc w tym czasie 2,19 mln miejsc pracy. Maleje za to liczba pracujących w rolnictwie.

GUS podaje, że wskaźnik zatrudnienia osób w wieku 15-64 lata (ten wskaźnik ma zgodnie ze Strategią Lizbońską wynieść w 2010 roku 70 proc.) w IV kwartale 2007 r. wynosił 58,1 proc. Mimo że jest o ponad 7 pkt proc. wyższy niż na początku 2004 roku, wciąż jest niski. Średnia w UE to ponad 65 proc.

Niski wskaźnik zatrudnienia w Polsce to głównie efekt małej liczby pracujących osób, które ukończyły 45 lat, ale nie osiągnęły wieku emerytalnego. Obecnie pracuje 56,7 proc. z nich.

- To efekt polityki prowadzącej do dezaktywizacji starszych osób, która polegała na łatwym dostępie do wcześniejszych emerytur, rent czy świadczeń przedemerytalnych - podkreśla Julian Zawistowski, wiceprezes Instytutu Badań Strukturalnych.
tani obiad

środa, 28 maja 2008

Fachowców odstrasza słaby funt

Z Wielkiej Brytanii zaczynają zjeżdżać specjaliści zniechęceni słabnącym kursem funta i zachęceni perspektywami dobrze płatnej pracy w Polsce - czytamy w dzienniku "Polska".

Wielka Brytania przestała być atrakcyjna także dlatego, że tamtejszy rynek nieruchomości przeżywa głęboką zapaść - brytyjskie banki niechętnie udzielają kredytów na nowe mieszkania, więc mniej się ich sprzedaje i buduje. Polacy nie są już tak bardzo potrzebni, jak jeszcze parę miesięcy temu.

Powrót fachowców, którzy zdobywali szlify za granicą, może nas tylko cieszyć. Z ostatnich badań Business Centre Club wynika, że 70% polskich pracodawców uważa powracających z Wysp pracowników za dużo lepszych od tych, którzy nie wyjeżdżali z kraju. Wszystko dlatego, że zagraniczny rynek wymusił na polskich pracownikach zmianę pewnych zachowań. Tam pracuje się wydajniej niż u nas, nikt też nie pozwala sobie na picie w pracy, co w Polsce jest plagą. Ponadto specjaliści róznych branż za granicą mieli dostęp do najnowszych technologii, więc z miejsca stają się cenniejszymi pracownikami.

Wyspecjalizowani fachowcy w Polsce mogą liczyć na podobne stawki do tych na Wyspach. Warto im zapłacić, bo sa dziś potrzebni jak nigdy - szykuje się boom inwestycyjny związany z organizacją przez Polskę Euro 2012 - pisze "Polska".
forum ślubne

poniedziałek, 26 maja 2008

Europa żąda podwyżek płac

Europejska Konfederacja Związków Zawodowych ETUC zapowiedziała w środę, że zorganizuje wielką, europejską manifestację pracowników, by zażądać podwyżek płac i wystąpić przeciwko rosnącym różnicom zarobków zwykłych pracowników i menedżerów.

"Realne płace Europejczyków nie drgnęły od lat w wielu krajach Unii Europejskiej" - ubolewał na konferencji prasowej sekretarz generalny ETUC John Monks. Tymczasem - jak wskazał - ceny mieszkań, żywności czy paliwa stale rosną.

"Nasza cierpliwość jest na wyczerpaniu - dodał. - Chcemy wzrostu wynagrodzeń, i to szybko".

Związkowcy zrzeszeni w ETUC mają protestować w tej sprawie 5 kwietnia w stolicy Słowenii, Lublanie, gdzie tego dnia zbiorą się na nieformalnym posiedzeniu unijni ministrowie finansów, a także szefowie banków centralnych. Monks liczy na 30-40 tys. uczestników, którzy mają być dowożeni na manifestację specjalnymi autokarami.

Do ETUC należy zarówno OPZZ, jak i NSZZ "Solidarność".
Zdaniem Monksa podwyżka płac jest tym bardziej uzasadniona, że rośnie przepaść między zarobkami przeciętnych pracowników a kadry zarządzającej. Według obliczeń PES, 20 najlepiej opłacanych szefów europejskich przedsiębiorstw zarabia 300 razy więcej (ok. 8,5 mln euro rocznie) niż przeciętny pracownik. Poza tym związkowcy apelują o zrównanie płac mężczyzn i kobiet, które w UE zarabiają średnio 15 proc. mniej - mimo istniejącego od lat europejskiego ustawodawstwa o zakazie dyskryminacji płacowej.
oferty pracy w Anglii