poniedziałek, 3 marca 2008

Gorąco wokół czasu pracy

Krajom UE nie udało się w Brukseli porozumieć w sprawie nowej dyrektywy o czasie pracy. Dla Polski to fatalna wiadomość - nierozwiązany pozostaje nasz problem z czasem pracy lekarzy informuje "Gazeta Wyborcza".

- Oznacza to dla nas duże kłopoty - potwierdza "Gazecie" Maciej Duszczyk z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego.
Przewodzący obecnie Unii Portugalczycy proponowali wprowadzenie do unijnego prawa dwóch nowych przepisów: pracownik mógłby pracować dłużej niż standardowy limit 48 godzin na podstawie osobnej umowy z pracodawcą (tzw. opt-out), nie dłużej jednak niż 65 godzin w tygodniu; dyżury lekarskie dzielono by na część „aktywną” i „nieaktywną”.

Tymczasem dotychczasowe przepisy, które po wczorajszym fiasku negocjacji będą obowiązywać nadal, stwierdzają, że maksymalny czas pracy wynosi 48 godzin. Pracownik może go co prawda dobrowolnie przedłużyć, ale cały czas dyżuru musi być zaliczony do czasu pracy. Dotychczasowa unijna dyrektywa nakazuje, by każdy pracownik obowiązkowo miał 11 godzin odpoczynku w ciągu doby (co oznacza, że 24-godzinny dyżur lekarski jest automatycznie sprzeczny z prawem).

Te przepisy są łamane w większości krajów UE, ale Bruksela ostrzegła, że będzie to tolerować tylko do końca tego roku. Poprzedni Sejm przyjął więc ustawę regulującą czas pracy lekarzy, która uwzględnia unijne przepisy i może doprowadzić do kryzysu w szpitalach.

- Dostosowanie się do starej dyrektywy oznacza konieczność zapewnienia dodatkowych 20 tys. etatów w służbie zdrowia. Nierealne - mówi Duszczyk. - Jeśli zaś nie będziemy jej przestrzegać, grozi nam proces przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości - dodaje.

Pozwów przed ETS Polska i wiele innych krajów UE może się spodziewać już wkrótce. - Czas nie gra na korzyść Europy - ostrzegł komisarz ds. pracy Vladimir Spidla.
Islandia otwiera rynek pracy dla Polaków

Brak komentarzy: