czwartek, 27 listopada 2008

Szykują się zmiany w PIP

Spektakularne wzrosty na lokatach bankowych. Polacy uwierzyli reklamom bankowym, które przekonywały ich, że najlepiej jest odkładać pieniądze na lokatach 3-miesięcznych. W październiku, który był apogeum wojny odsetkowej, ich saldo zwiększyło się aż o 7,41 mld zł. Równie spektakularny wzrost zanotowano w kategorii depozytów o terminie zapadalności od roku do dwóch lat.

Przymiarki do wprowadzenia telepracy, rezygnacja z kosztownego wynajmowania pomieszczeń na inspektoraty i docelowo wzrost wynagrodzeń pracowników inspekcji - zapowiedział Tadeusz Zając, Główny Inspektor Pracy.

"Świat się zmienił, a my zostaliśmy troszeczkę z tyłu. Bardzo poważnie rozważam formę telepracy w inspekcji. Wynajmujemy gigantyczne pomieszczenia, które przez większość tygodnia stoją puste. Zastanawiam się, co zrobić, żeby w świecie informatyzacji zmienić w ogóle pracę inspekcji" - mówił główny inspektor na konferencji prasowej w opolskim oddziale PIP.

Zając dodał, że bardziej szczegółowa koncepcja zmian będzie przedstawiona pod koniec roku, i na razie nie wiadomo, kiedy może wejść w życie. - To jest kwestia łączy, kosztów itd. - dodał.

Inspektor ocenił, że rezygnacja z wynajmowania pomieszczeń na inspektoraty może oznaczać także wzrost wynagrodzeń pracowników PIP. - Chcę przedstawić na Radzie Ochrony Pracy koncepcję, że jeżeli zejdziemy z wynajmowanych powierzchni i obniżymy koszty, to te kwoty w jakiejś części zostaną przeznaczone na wynagrodzenia pracowników - mówi główny inspektor.

poniedziałek, 24 listopada 2008

Palimy mniej

Nowa, "podwójna" lokata w Banku DnB NORD to połączenie lokaty 3-miesięcznej o stałym oprocentowaniu 10%, z lokatą roczną, której oprocentowanie też jest stałe i wynosi 8%. Działa to w ten sposób, że każdy klient zakładający lokatę roczną ma dodatkowo możliwość (nie obowiązek) założenia lokaty 3-miesięcznej.

Palimy mniej niż przed 34 laty - wynika z badania TNS OBOP. Od papierosa odciągają nas obawy o zdrowie, presja społeczna i moda na zdrowe życie, pisze "Dziennik".

Aktualne dane o paleniu zostały porównane z danymi z 1974 roku. Okazuje się, że aż 65 proc. ankietowanych uznało, że palenie poważnie zagraża zdrowiu i życiu palacza. Przed 34 laty podobne zdanie miało tylko 46 proc.

Wiedza o konsekwencjach palenia wpływa na liczbę palaczy. Dziś do sięgania po papierosy przyznaje się 33 proc. ankietowanych. W 1974 roku - 44 proc.

Jak tłumaczy prof. Świda-Ziemba, Polacy palą mniej, również ze względu na presję społeczną. Dziś papieros funkcjonuje jako trucizna. "Dawnej, palenie było formą elegancji. Dziś, to symbol trucia siebie i innych, zanieczyszczania środowiska - mówi "Dziennikowi" Świda-Ziemba. - "Teraz zanikła moda na wyciąganie papierosa na przyjęciach, podczas rozmów. Zmienił się model towarzyskich spotkań".

Co ważne, przybywa osób, które skutecznie zerwały z nałogiem. W 1974 roku było ich 13 proc., dziś to już 22 proc. ankietowanych.

niedziela, 23 listopada 2008

Poszczuć inspektora

Zanim wybierzesz lokaty banku, która jest najlepsza - porównaj je przez internet, sprawdź, wejdź i poczytaj na temat dostępnych na naszej stronie lokat bankowych. Porównywarka lokat. Wszystko o lokatach bankowych, oprocentowaniu i promocji lokat. Największe zyski z lokaty, to najwyżej oprocentowane lokaty. Ranking lokat. Kalkulator lokat. Porównanie lokat.

Pracodawcy czują się bezkarni: prokuratura wnosi akty oskarżenia przeciw firmom tylko w 10 proc. spraw skierowanych do niej przez inspektorów pracy, informuje "Gazeta Prawna".

"Gazeta Prawna" podaje, że w trakcie kontroli piekarni w Olefinie w woj. małopolskim pracodawca zamknął na terenie swojej posesji inspektora pracy i spuścił ze smyczy rottweilera oraz owczarka niemieckiego. Inspektor powiadomił policję i złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Sąd skazał pracodawcę na karę grzywny w wysokości 600 zł. Gazeta wskazuje, że to nie jest odosobniony przypadek.

W ubiegłym roku inspektorzy pracy złożyli do prokuratury 984 zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez pracodawców. Blisko 1/3 z nich dotyczyła przypadków udaremniania lub utrudniania kontroli. Prokuratorzy często odmawiają jednak wszczęcia postępowań lub je umarzają. PIP skarży się, że prokuratura stoi na stanowisku, iż ignorowanie wezwań inspektorów pracy i unikanie złożenia wyjaśnień lub przedstawienia dokumentacji pracowniczej nie jest udaremnianiem lub utrudnianiem kontroli. W rezultacie do sądów trafia tylko co dziesiąta sprawa zgłoszona przez inspektorów.

W ubiegłym roku na podstawie zawiadomień PIP prokuratura wszczęła 229 postępowań, które nadal się toczą, a kolejnych 248 postępowań umorzyła. W 75 przypadkach prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, informuje "Gazeta Prawna". Zdarza się też, że prokuratura w ogóle nie powiadamia inspektorów pracy o podejmowanych przez nią działaniach. Inspektorzy łącznie złożyli 79 zażaleń na decyzje prokuratorów dotyczące zawiadomień wniesionych w 2007 roku. W rezultacie do sądów trafiły zaledwie 94 akty oskarżenia przeciwko pracodawcom.

Nawet jeśli sprawa dotycząca utrudnienia lub udaremnienia kontroli trafi na wokandę, firmy nie zawsze ponoszą dotkliwą karę. Postępowanie sądowe w tego typu sprawach może trwać nawet kilka lat. W 2007 roku wyroki zapadły tylko w 19 sprawach spośród wspomnianych 94 skierowanych przez prokuraturę.

Pracodawca nie może udaremniać kontroli PIP przez dłuższy czas. Czasem jednak może wykorzystać samo opóźnienie w jej przeprowadzeniu, zwlekanie z wydaniem dokumentacji pracowniczej lub złożeniem wyjaśnień - wskazuje gazeta.

"Dodatkowy czas umożliwia np. opuszczenie zakładu pracy przez osoby zatrudnione nielegalnie lub zatarcie innych śladów bezprawnej działalności pracodawcy" - mówi gazecie Katarzyna Grzybowska-Dworzecka z Kancelarii Michałowski, Stefański Adwokaci.

Łamanie praw pracowniczych jest zagrożone grzywną w maksymalnej wysokości 30 tys. zł. Dla wielu pracodawców korzystniejsze może więc być choćby chwilowe udaremnienie kontroli, które umożliwi im zatarcie śladów nielegalnej działalności. (więcej w "GP")

sobota, 22 listopada 2008

Rzeźnik z Nepalu na wagę złota

Lokata nocna to usługa pozwalająca Twoim pieniądzom pracować, kiedy Ty śpisz i ich nie potrzebujesz. Pod koniec każdego dnia roboczego część środków na Twoim koncie jest automatycznie lokowana i powraca na nie rano, od razu z wypracowanym przez noc zyskiem. Tworząc Konto z lokatą nocną, Alior Bank połączył dla Ciebie trzy podstawowe zalety: bezpłatny rachunek, bezpłatne wypłaty z bankomatów, wysokie oprocentowanie.
Premier Donald uważa, że byłoby lepiej, gdyby przypadające 6 stycznia święto Trzech Króli nie było dniem wolnym od pracy.

Z Nepalu, Indii, Chin przylatują już nie tylko budowlańcy, ale też ślusarze, szwaczki, lakiernicy, elektrycy, rzeźnicy, informuje "Rzeczpospolita".

"W ciągu dwóch lat za naszym pośrednictwem przyleciało do Polski na roczne kontrakty ponad 300 wykwalifikowanych pracowników z Azji, w tym spawacze, ślusarze, elektrycy, murarze, szwaczki" – mówi "Rz" Agnieszka Barchan z firmy K&K Selekt.

Jak podaje "Rzeczpospolita" w pierwszej połowie 2008 r. ponad 8 tys. obcokrajowców dostało zgodę na pracę w Polsce, a firmy zadeklarowały chęć zatrudnienia jeszcze blisko 100 tys. pracowników ze Wschodu. Obecnie opłata za wydanie pozwolenia na pracę cudzoziemca w Polsce przez dłużej niż trzy miesiące wynosi 100 zł.

Włodzimierz Przybylski, prezes grupy kapitałowej Prima sp. z o.o. z Warki zajmującej się przetwórstwem owocowo-warzywnym, do tej pory zatrudniał handlowców z Rosji, Ukrainy, Słowenii czy Chorwacji. Teraz przyjmie większą grupę robotników z Chin. Pracownicy z zagranicy zarobią 4,5 dolara na godzinę. Do tego firma gwarantuje im zakwaterowanie we własnym ośrodku wypoczynkowym, transport i wyżywienie. Na czysto miesięcznie otrzymają ok. 1800 zł. Szefowie coraz częściej przyznają, że bezskutecznie szukają polskich pracowników. Okazuje się, że już nawet Ukraińcy wolą wyjeżdżać dalej na wschód. Dla wielu polskich firm to Azjaci są alternatywą. Osoby pośredniczące w zatrudnieniu twierdzą, że w Polsce Nepalczycy miesięcznie zarabiają tyle ile w Nepalu przez cały rok.

Największym utrudnieniem w sprawnym zatrudnianiu Azjatów są skomplikowane i biurokratyczne polskie przepisy powstałe w czasach dużego bezrobocia i nadmiaru polskich pracowników. Załatwienie formalności trwa od kwartału do pół roku.

piątek, 21 listopada 2008

Polacy po 50. uważają się za chorych

W październiku zmniejszyła się zgromadzona przez Polaków wartość depozytów w bankach, mimo że banki prześcigały się w wysokości ich oprocentowania. Klienci zamiast zakładać najlepsze lokaty bankowe, woleli wypłacać pieniądze. Wartość depozytów w październiku spadła o ponad pół miliarda złotych - wynika z danych o podaży pieniądza.

Ponad 60 proc. Polaków po 50. roku życia ocenia swój stan zdrowia jako zły, a tylko ok. 8 proc. jako dobry. Większość (ponad 60 proc.) osób z tej grupy wiekowej deklaruje chęć przejścia na emeryturę - wynika z badań przeprowadzonych w ramach europejskiego programu SHARE.

Ich wyniki zaprezentowano na konferencji "Polska 50+: pierwsze wyniki na podstawie bazy danych SHARE", która odbyła się w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej.

Badania przeprowadzono w latach 2006-2007 wśród 2437 osób po 50. roku życia z 1799 gospodarstw domowych, m.in. z Polski, Czech, Danii, Niemiec, Hiszpanii. Pytano ich m.in. o ocenę stanu zdrowia, aktywność fizyczną i zawodową, zadowolenie z pracy.

Według badań swój stan zdrowia jako mniej niż dobry określiło 22,2 proc. mężczyzn z Danii, 37,4 proc. z Niemiec, 41,2 proc. Hiszpanów, 42,1 proc. Czechów i aż 61,7 proc. Polaków. Wśród kobiet dane te wynosiły odpowiednio - 25,3 proc,. 37,9 proc., 50,6 proc., 42,7 proc. i 62,5 proc.

Natomiast swoje zdrowie jako doskonałe lub dobre określiło tylko 4,1 proc. pytanych Polaków i 7,3 proc. Polek. Dla porównania wśród osób pytanych w Danii było to odpowiednio - 53,3 proc. i 50,9 proc., w Niemczech - 22,3 proc. i 27,6 proc., w Hiszpanii - 15,1 proc, i 11,8 proc., w Czechach - 19,9 proc. i 18,5 proc.

"Generalnie ludzie starsi oceniają swoje zdrowie lepiej niż młodsi. Oceny stanu zdrowia są też wprost powiązane z wydatkami na opiekę zdrowotną w danym kraju - rosną wraz ze wzrostem nakładów" - powiedziała autorka badań na temat stanu zdrowia fizycznego respondentów, Aleksandra Gilis-Januszewska z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

"Ministerstwo Pracy jest zainteresowane naszymi badaniami, ale na razie współpraca jest luźna. Mamy nadzieję, że od 2010 r. będą one finansowane przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego" - mówi.

Z badań przeprowadzonych przez Michała Mycka, koordynatora krajowego programu SHARE, dotyczących aktywności zawodowej osób między 50. a 64. rokiem życia wynika, że w Polsce w tej grupie wiekowej pracuje ok. 40 proc. mężczyzn i ok. 30 proc. kobiet.

Kobiety jako przyczynę braku aktywności zawodowej podają możliwość wcześniejszego przejścia na emeryturę zaś mężczyźni chorobę lub niepełnosprawność. W badanych krajach Europy Zachodniej i Północnej odsetek osób aktywnych zawodowe w wieku od 50 do 64 lat wyniósł ok. 60 proc. - zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Odpowiadając na pytanie dotyczące stabilizacji zawodowej, ponad 60 proc. badanych z Europy Północnej zadeklarowało zatrudnienie w okresie ponad 19 lat w jednej firmie. W Polsce było to ok. 45 proc., w Czechach niecałe 30 proc. Natomiast znacznie większy niż w Europie Północnej jest w Polsce odsetek osób starszych mających umowy na czas nieokreślony.

"Polacy wykazują najniższy odsetek aktywności zawodowej w Europie. Są szczególnie niezadowoleni z pracy i zniechęceni do jej kontynuowania. Bardzo nisko oceniają jej jakość pod względem kształcenia się, wysokości zarobków, możliwości uzyskania wsparcia w trudnych sytuacjach życiowych" - podkreślił Myck.

Z badań przeprowadzonych w ramach programu SHARE wynika, że ponad 60 proc. osób w Polsce w wieku ponad 50 lat chciałoby odejść na emeryturę. Wyprzedzają nas tylko Hiszpanie.

czwartek, 20 listopada 2008

Księgowy musi mieć certyfikat

16 listopada ruszyła kampania reklamowa, wprowadzająca Alior Bank na rynek. Spoty telewizyjne, reklamy prasowe i internetowe oraz materiały POS przedstawiają "bankowców w melonikach", symbolizujących wysoką jakość i najlepsze tradycje bankowości. Bank rozpoczyna tym samym budowanie świadomości i rozpoznawalności nowej marki oraz prezentację swojej oferty.

Aby pełnić funkcję głównego księgowego w sektorze publicznym, trzeba mieć odpowiednie kwalifikacje, np. posiadać certyfikat - informuje "Gazeta Prawna".

Szkoła publiczna musi zatrudnić głównego księgowego. W tym celu chce awansować osobę, pracującą w jej dziale księgowości od ośmiu lat. Kandydat posiada jednak wykształcenie średnie ogólne i jest w trakcie nauki w policealnym studium ekonomicznym o kierunku rachunkowość.

Gazeta podaje, że osoba, która chce pełnić funkcję głównego księgowego w sektorze finansów publicznych, musi posiadać określone przepisami kwalifikacje. Zgodnie z art. 45 ust. 2 ustawy z 30 czerwca 2005 r. o finansach publicznych (Dz.U. nr 249, poz. 2104 z późn. zm.) wystarczy posiadać certyfikat księgowy, uprawnienia biegłego rewidenta czy odpowiednie wykształcenie i doświadczenie. W sytuacji czytelnika adekwatnym kryterium będzie ukończenie pomaturalnej szkoły ekonomicznej i posiadanie co najmniej sześcioletniej praktyki w księgowości.

środa, 19 listopada 2008

Jak nauczyciel zarabia po lekcjach?

Bank Millennium wprowadza do oferty nowy depozyt – Lokatę Twój Wybór, która jako jedyna na rynku umożliwia Klientom wybór liczby dni, na którą chcą zdeponować pieniądze, przy wyjątkowo atrakcyjnym, stałym oprocentowaniu – 8,5% w skali roku. Twój Wybór to zupełnie nowe podejście do zawierania depozytów – Klienci mogą założyć lokatę na dowolny okres, w przedziale od 30 do 365 dni.

Po lekcjach w szkole uczą za duże pieniądze. Kuratorium grozi komisją dyscyplinarną. Nawet 60 zł inkasuje anglista z Wrocławia za 45 minut prywatnej lekcji udzielonej własnemu uczniowi. To karygodny proceder - grzmi Dolnośląskie Kuratorium Oświaty i zapowiada, że od teraz, jeśli tylko dowie się o nauczycielu zarabiającym w ten sposób, będzie się on tłumaczył rzecznikowi dyscyplinarnemu.

Nauczyciel ma obowiązek tak poprowadzić lekcje, by uczeń potrafił sobie poradzić na sprawdzianie - denerwuje się Janina Jakubowska z kuratorium. - Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której trzeba płacić własnemu poloniście, czy fizykowi za dodatkowe wytłumaczenie tematu przerabianego w szkole. Jakubowska przypomina, że taki proceder, to złamanie wszelkich zasad kodeksu etyki zawodowej.

Tymczasem korepetycyjny biznes kwitnie na Dolnym Śląsku w najlepsze. Nauczyciele szkołę traktują jak miejsce do reklamowania swoich usług, a internet zalewają oferty dotyczące płatnych lekcji. Najbardziej cenią się nauczyciele języków obcych. Doświadczeni lektorzy, z kilkuletnim stażem w szkole inkasują nawet 50-60 zł za godzinę. Problem w tym, że prywatne lekcje zazwyczaj udzielane są na czarno. Bo nauczyciele się z nich nie rozliczają, mimo że powinni.

Jeżeli korepetycje udzielane są często i zarobkowo, nauczyciel musi zarejestrować działalność gospodarczą i zgłosić dochód do opodatkowania w urzędzie skarbowym - podkreśla Iwona Sługocka z Izby Skarbowej we Wrocławiu. Stawka to 4 zł od każdej godziny, w przypadku gdy liczba godzin korepetycji nie przekracza w miesiącu 48 - wylicza Sługocka.

Zgodnie z kartą nauczyciela tygodniowy czas pracy w szkole to 18 godz. Belfrowie protestują przeciw zwiększeniu tego wymiaru. Decyzję argumentują tym, że przecież kolejne tyle zajmuje przygotowanie się do zajęć. Jak więc znajdują czas, by tuż po wyjściu ze szkoły pędzić do domów własnych uczniów, by udzielić im słono płatnych lekcji? Wiemy, że ten rynek prężnie działa, ale nie mamy uchwał potępiających takie zachowanie, mimo że jest wysoce naganne - przyznaje Mirosława Chodubska, prezes dolnośląskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego.

We Wrocławiu od tygodnia działa nawet prywatne centrum korepetycji. Zainteresowanie już jest ogromne, mimo że zapisy ledwo się zaczęły. Codziennie zgłasza się od 4 do 10 osób potrzebujących pomocy w nauce. Wśród nich największa grupa to ci przygotowujący się do egzaminów końcowych. Największym powodzeniem cieszy się matematyka i fizyka. Ceny? O wiele niższe niż te oferowane na czarno przez nauczycieli. 45 min nauki kosztuje do 18 zł.

Zespół korepetytorów dopiero się tworzy. Ale grubo ponad połowa zatrudnionej tu kadry, to właśnie nauczyciele, którzy dorabiają sobie do pensji. Nie jestem w stanie zliczyć wszystkich zgłoszeń przysyłanych przez nauczycieli chętnych do podpisania z nami umowy zlecenia - przyznaje Joanna Krupiarz, dyrektor centrum korepetycji. Kuratorium pomysł chwali pod warunkiem, że nauczyciel wywiązuje się ze swoich obowiązków w szkole, a w centrum nie uczy znajomych dzieci.

Z badań przeprowadzonych przez CBOS wynika, że w całej Polsce blisko połowa rodziców posyła swoje dzieci na płatne korepetycje. To najwyższy od 11 lat wynik.

Idź do kuratora

Urzędnicy apelują: Jeśli nauczyciel namawia do korzystania z płatnych korepetycji, zgłośmy to dyrektorowi szkoły lub kuratorium oświaty. Tel. 071-340- 63-39 albo 071-340-63-51

poniedziałek, 17 listopada 2008

Lista płac na czarno

Ile najwięcej może zarobić osoba pracująca na czarno? Pracownicy nielegalni twierdzą, że ich pensje mogą być jeszcze raz tak duże jak osób zatrudnionych legalnie w tych samych zawodach. Niektórzy uważają, że pensje w szarej strefie są wyższe nawet kilkakrotnie.

Wszystko zależy od firmy tego, na jakie kwoty opiewają zlecenia, czy produkty, jakie wytwarza oraz jej sytuacji zatrudnieniowej. Z powodu braku rąk do pracy, wiele firm głównie z sektora budowlanego, przyjęło pracowników sezonowych. Szefowie nie zatrudnili ich, bo pracownicy już są zatrudnieni. Przez cały rok pracują na etacie w firmie, biorą urlop lub fikcyjne zwolnieni chorobowe, żeby zarobić w czasie lata na budowach. Najczęściej jednak legalne wynagrodzenie jest dużo mizerniejsze niż to zarobione na czarno, dlatego pracownicy wolą zasilać szarą strefę. Szefowie nie chcą też tworzyć nowych etatów z powodu zbyt wysokich kosztów. Ile jest w stanie zaoferować nielegalnie szef? Zapytaliśmy kilku pracowników.

- Pracuję w firmie na terenie Stoczni Gdańskiej. Gdyby szef mnie zatrudnił, dostawałbym miesięcznie 3,5 netto tys. zł. Teraz zarabiam miesięcznie około 5 tys. oczywiście zdarzyły się też miesiące, że zarabiałem tylko 2 tysiące, bo nie było zamówienia. Ale od jakiegoś czasu firma prosperuje bardzo dobrze, szef obiecuje kolejne podwyżki. Przez ponad dwadzieścia lat pracowałem w stoczni na etacie za małe pieniądze. Z tego pewnie będzie też mała emerytura, na razie cieszę się zdrowiem, sam opłacam ubezpieczenie zdrowotne. Jestem zadowolony, wolę dostawać więcej pieniędzy, niż mieć etat i zarabiać mniej – wyjaśnia Zenon (prosi o anonimowość).

- Pracuję w firmie, która sprząta w supermarketach i różnych innych firmach, również w biurach. Firma legalnie zatrudnia 5 osób, nielegalnie 25. Mamy tyle pracy, że firma nie wykonałaby wszystkich zleceń w pięć osób. Żeby się utrzymać lokaty potrzebne są kolejne zamówienia na sprzątanie, na razie firma nie ma tak dużych zysków, by mogła zatrudnić legalnie – odprowadzać podatki, opłacać ZUS. To takie koło zamknięte. Na pracownikach firma jednak nie oszczędza. Ja pracuję od roku i dwa razy miałam podwyżkę. Teraz dostaję za pracę po 10 godzin, 2 tys. zł na rękę. Koleżanki na etatach, które pracują dłużej mają 1,8 tys. zł. Mi to naprawdę pasuję. Wcześniej pracowałam jako sprzątaczka w szkole, dostawałam 320 zł na rękę wraz z wszystkimi dodatkami – mówi Grażyna.

- Pracuję na etacie w firmie reklamowej, tam zarabiam około 4,5 tys. zł. Pracuję też na czarno dla innej firmy, która płaci mi dwa razy tyle. Mam tylko nieznacznie więcej pracy. Potrafię się zmieścić ze wszystkim w 10 godzin. Do tego weekendy mam zawsze wolne, dwa razy w roku wyjeżdżam na wakacje. Firma, dla której pracuję nielegalnie proponuje mi więcej zleceń za wyższe stawki, zastanawiam się, czy nie rzucić etatu. Przy takich dobrych wynagrodzeniach to jest sensowne, mógłbym mieć emeryturę np. z inwestycji – twierdzi Michał.

- Pracuję w szpitalu wojewódzkim. Mam niecałe 1,8 tys. zł na rękę. Pracuję też w salonie piękności, w którym robimy masaże i różne zabiegi kosmetyczne. W salonie jestem masażystką i recepcjonistką. Zarabiam 3,5 tys. zł na rękę, ale nie mam tam etatu. Robię też masaże w domu klienta, z tego mam miesięcznie około 1,5 zł netto. Prawdopodobnie zrezygnuję z pracy w szpitalu, chce też uzyskać dodatkowe uprawnienia, które przydadzą się w salonie. Mi pasuje taki układ, chociaż jest mi przykro, że dyplomowana pielęgniarka zarabia mniej, często ratując ludziom życie, niż osoba po szkole kosmetycznej w tego typu prywatnych gabinetach, czy salonach. To jest skandal – mówi Jola.

- Przyznam, że zarabiam dużo, miesięcznie mogę zarobić około 5 – 6 tys., czasem trochę więcej. Firmy chciały mnie zatrudnić, bo mam kwalifikacje, ale to ja nie chciałem, bo nie chcę się wiązać z konkretną firmą. Wolę sam wybierać te, które mają najlepsze zlecenia i u nich zarabiać najwyższe stawki. Nie będę pracował w taki sposób w nieskończoność i przejdę na etat, ale na razie chcę wykorzystać dobrą passę w tej branży. W zimie wyjeżdżam do pracy za granicę, też na czarno. W ten sposób mogę zarobić więcej, nie skazuję się na sztywne stawki. Mam też osoby, które ze mną współpracują, może nawet założę firmę – twierdzi Piotr.