środa, 30 lipca 2008

400 tys. osób założyło firmy dzięki ulgom

Prawie 27 proc. osób prowadzących własną firmę korzysta obecnie z dwuletniej ulgi w opłacaniu składek do ZUS. Wprowadzenie ulgi od sierpnia 2005 r. spowodowało, że około 400 tys. osób rozpoczęło działalność gospodarczą. Przez dwa lata rozpoczynający działalność ma o 11,4 tys. zł niższe koszty, co pozwala mu rozwinąć firmę, informuje "Gazeta Prawna".

Gazeta podaje, że już 301,5 tys. osób rozpoczynających działalność gospodarczą korzysta z możliwości opłacania prawie trzykrotnie niższych składek do ZUS. Tak wynika z najnowszych danych ZUS, do których dotarła GP. Uwzględniając dodatkowo osoby, które założyły firmę dwa lata temu i skończył im się już dwuletni okres preferencji (w maju 2006 roku było ich 90 tys.), można przyjąć, że dzięki istnieniu ulgi prawie 400 tys. osób założyło firmy. Eksperci są zgodni, że należy utrzymać to rozwiązanie.

Gazeta podaje, że z danych ZUS wynika, że wprowadzona w sierpniu 2005 roku ulga spowodowała, że już na koniec pierwszego roku jej obowiązywania korzystało z niej 30 tys. osób. W maju 2006 roku 90 tys., a na koniec tego roku 180 tys. Rok później - 284 tys., a w maju tego roku już ponad 300 tys. Na 1,13 mln osób opłacających składki do ZUS na ubezpieczenia społeczne, 26,6 proc. korzysta więc z ulgi.
ranking lokat

Tags:

wtorek, 1 lipca 2008

Szmal, dziwki i Everest

Wspinaczka na najwyższy szczyt Ziemi już dawno przestała być piękną, choć wyczerpującą przygodą. To brudny biznes, w którym szlachetni nie mają szans.

Kiedy przed kilkoma tygodniami 19 chińskich i tybetańskich himalaistów ruszyło w górę, aby zanieść ogień olimpijski na Dach Świata, Chiny wprowadziły quasi-stan wyjątkowy. Mount Everest został całkowicie zamknięty dla zagranicznych wspinaczy i turystów, żaden alpinista – a zwłaszcza nikt z organizacji protybetańskich – nie miał możliwości zakłócenia ceremonii. Nawet Nepal ugiął się przed życzeniem potężnego sąsiada i zamknął ze swojej strony dostęp do najwyższej góry świata. Żołnierze zajęli stanowisko w bazie głównej od strony Nepalu, weszli też do obozu numer dwa pod lodowcem Khumbu. Pewien Amerykanin został odesłany z powrotem, ponieważ wojsko odkryło w jego plecaku tybetańską flagę. Innej grupie żołnierze odebrali prowiant, żeby uniemożliwić dalszą wspinaczkę.

Everest bed and breakfast

Oburzenie wśród wspinaczy było olbrzymie – trudno się temu dziwić, skoro do wyprawy w tym sezonie przygotowywali się całymi miesiącami. Jednak ci, którzy ową przygodę mają już za sobą, często widzą te kwestie w zupełnie innym świetle.

– Nie jestem optymistą co do przyszłości Everestu – zauważył już przed laty sir Edmund Hillary, który w 1953 r. wraz z Szerpą Tenzingiem jako pierwszy człowiek stanął na najwyższym szczycie Ziemi. – Do bazy głównej ciągną tysiące ludzi, postawiono tam już 500 namiotów. Wszędzie pełno restauracji, barów i innych atrakcji, które przyciągają młodych ludzi. Przesiadywanie w namiocie i popijanie jednego piwa za drugim trudno nazwać himalaizmem – wyrzucił z siebie Hillary w 2003 r. podczas uroczystości upamiętniającej jego pierwszą wspinaczkę. Przemowę zakończył dosadnym stwierdzeniem – To, co się teraz dzieje pod Everestem, to jedno wielkie g...

12 lat temu na Evereście rozegrała się tragedia. Między 10 a 13 maja 1996 r. życie straciło ośmiu alpinistów. Wielu sądziło, że wydarzenia te zniechęcą niedoświadczonych wspinaczy do prób zdobywania szczytu. Błąd. W 1996 r. na górę weszło 98 ludzi, w maju 2007 r. już 525 wspinaczy. W ich otoczeniu pracowało setki ludzi, jako tragarze, kucharze, pomywacze, pastuchowie jaków i przewodnicy. Bazy główne – zwłaszcza ta po tybetańskiej stronie – wyglądają teraz jak miasteczka robotnicze.

Podczas mojej pierwszej próby zdobycia Mount Everestu, na początku maja 2004 r., dotarłem do trasy w Tybecie. U wejścia doniej stało około 80 chińskich i tybetańskich namiotów, umieszczonych na wysokości 5,2 tys. m n.p.m. Na morenie polodowcowej naprzeciwko chińskiego obozu powstała kolejna taka kolonia namiotów. Wszędzie pełno było szyldów z kartonu, z napisami „Hotel California” albo „The Everest Bed and Breakfast”. Z magnetofonów pobrzmiewał amerykański pop i właściwie każdą zachciankę można było tutaj spełnić: jedzenie, alkohol, łóżko na noc i oczywiście także prostytutki. Zagadnął mnie pewien mężczyzna, wskazał na namiot pełen Chinek i zaczął wyliczać oferowane usługi i ich ceny. Później wielu lekarzy opowiadało mi, że obecnie leczą tu już nie tylko zwykłe dolegliwości wspinaczy, takie jak choroba wysokościowa czy odmrożenia, zmuszeni byli także zająć się chorobami wenerycznymi.